Dziś wigilia.
Tak bardzo czekałam na ten dzień.
Spędzimy ten czas w trójkę - ja, Justin i Jazzy.
Właśnie skończyłam przygotowywać jedzenie.
Ręce mi odpadają i mam nadzieję, że wszystko wyszło dobrze.
-Justin, nakryj do stołu. - krzyknęłam.
-Okey, zaraz!
Wywróciłam oczami i wyjęłam karpia z piekarnika.
Wszystko jest, teraz tylko przygotować stół i się ogarnąć.
Była czternasta.
Jestem na nogach od piątej rano..
-Mamoo, kiedy przyjdzie mikołaj?! - jęknęła mała.
-Niedługo, kochanie. - wzięłam ją na ręce.
Nie zgadniecie, co ona dostanie.
Ale, dowiecie się wkrótce!
-Idę się zbierać, przygotuj stół. Jazmyn, idziesz z mamą?
-A jak mikołaj wtedy przyjdzie?
-Nie przyjdzie. - spojrzałam znacząco na Justina. -Chodź. - wzięłam ją na ręce.
Weszliśmy na górę.
Posadziłam blondynkę na łóżku a sama podeszłam do szafy.
Wyjęłam z niej ubrania i bieliznę.
-Poczekasz na mnie? - spytałam.
-Poleżę. - mruknęła słodko.
Dziewczynka wtuliła się w poduszkę Justina i wzięłam pluszaka leżącego na szafce nocnej. Zachichotałam i weszłam do łazienki.
Wzięłam szybki prysznic a włosy wcześniej związałam.
Myłam je wieczorem, więc jeszcze wyglądają dobrze.
Wytarłam ciało i założyłam bieliznę.
Wyszłam, wcześniej gasząc światło.
-Jazzy.. - szepnęłam.
Spała.
Ojej, jak uroczo!
Przykryłam ją i ponownie weszłam do toalety.
Zrobiłam makijaż i założyłam wcześniej wyjęte ubrania.
Włosy rozpuściłam i wyprostowałam.
Usta pomalowałam malinową szminką (o takim smaku, kolor był różowy)
Wzięłam Jazmyn na ręce i zaniosłam do jej pokoju.
-Wstawaj, zaraz mikołaj!
-Już jest!? - podniosła się.
-Nie, ale już leciał, widziałam go.
Pisnęła ze szczęścia i podeszła do okna.
Wyjęłam z jej szafy śliczną, błękitną sukieneczkę i białe buciki.
Ubrałam ją i razem zeszłyśmy na dół.
Stół przyszykowany, jedzenie też, ale nigdzie nie ma Justina..
-O już jesteście.
Podszedł do nas.
Był ubrany w czarny garnitur, w którym wyglądał cudownie!
Dałam mu buziaka.
Wszyscy podzieliliśmy się opłatkiem i usiedliśmy do stołu.
Włożyłam sobie kawałek ryby, tak samo jak Justinowi.
Mała dostała pierogi.
Kochała je, serio.
-Kiedy przyjdzie mikołaj? - mruknęłam smutno.
Pokiwałam głową do Justina.
-Idę do łazienki. - powiedział.
Po kilku minutach, usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
-A kto to? - spytałam. - Chodź ze mną. - złapałam ją za rękę.
Otworzyłam drzwi.
-Ho, ho, ho! - powiedział.
Musiałam się powstrzymywać przed wybuchnięciem śmiechem.
-Mikołaj! - krzyknęła, podskakując.
-Są tu jakieś dobre dzieci?
-Ja! - pisnęła.
Weszliśmy do salonu.
"Mikołaj" usiadł na kanapie a Jazzy od razu do niego pobiegła.
-No to, chcecie prezenty?
-Tak, tak, tak, proszę!! - krzyknęła.
Stałam trochę dalej i co i rusz się śmiałam.
Nawet nie wiecie jakie to było urocze!
-Proszę. - podał jej pudełko.
Jazmyn powoli je otworzyła a potem spojrzała na mikołaja.
To znaczy Justina, ale ona o tym nie wie.
-Dziękuję! - krzyknęła i rozpłakała się.
Mocno przytuliła się do szatyna.
-Jeszcze mam coś dla twojej mamy, ale potem jej to damy. - uśmiechnął się.
-To przyjdziesz jeszcze raz?
-Jeśli będziesz grzeczna.
-Będę!!
-To do później. - dał jej buziaka w nos.
Zniknął a po chwili ponownie zszedł Justin.
-Mikołaj był!
-O nie! Dlaczego mnie zawołałaś?!
-Przepraszam. Ale patrz co mam!
Podeszłam z Justinem bliżej.
W pudełku był mały York.
Jazzy już dawno chciała pieska, ale była za mała.
-Pobaw się z nim. - powiedział Justin.
Po cichu zaciągnął mnie do kuchni.
Pocałował lekko moje usta.
-A teraz prezent, dla ciebie. - powiedział.
-Oo.
-Nie powinienem, bo byłaś niegrzeczna..
-Ja? Zawsze jestem grzeczna. - przegryzłam wargę.
-Proszę. - podał mi małą torebkę.
W środku była cudowna, złota biżuteria, słodycze i jedna z naszych najładniejszych zdjęć.
Była na nim Jazzy i my.
-Dziękuję. - przytuliłam go. - No to teraz ja. - wyjęłam pudełko.
-Mmm, jak miło.
Otworzył je.
W środku był zegarek, perfumy i test ciążowy.
Tak, wiem..
-J-jesteś w ciąży?!
Pokiwałam głową a w moich oczach zebrały się łzy.
Podszedł do mnie i przytulił mnie.
Okręcił nas a potem pocałował.
-Najlepszy prezent na świecie. - mruknął. - Ale najlepszym prezentem jesteś ty. W łóżku. W ubraniu mikołaja. - podał mi torbę.
W środku była świąteczna bielizna.
-Zepułeś tak cudowny moment! - tupnęłam nogą o podłogę a on się zaśmiał.
-Mamo!! Pies się zsikał na sofę! - usłyszeliśmy.
-Ja tego nie sprzątam! - powiedział szybko.
-Ugh.. - warknęłam.
Super..
***************************
Hejka!
Jak Wam mija wigilia?
Jak prezenty?
Ja ze swoich jestem bardzo zadowolona ;D
Rozdziały dodatkowe - co 1000 wyświetleń.