poniedziałek, 8 lutego 2016

Rozdział dodatkowy

(Justin: 25, Emilie: 24, Jazzy: 6, Jaxon: 3) 
-Kurwa, Justin.. - jęknęłam rzucając się na łóżko. 
-Co się dzieje? 
-Nie mam już siły.. Ciągle dzieci i dzieci. - fuknęłam. 
-No co poradzisz.. - mruknął. - Przygotuję Ci kąpiel, co ty na to? 
-Jesteś kochany. - dałam mu buziaka. 
-Wiem. - zaśmiał się. 
 Rzuciłam w niego jedną z poduszek, ale zrobił unik. 
Usłyszałam, jak nalewa wody do wanny, przez co lekko się uśmiechnęłam. 
Nawet nie wiecie jak męczące może być wychowywanie dziecka.. 
-Mamo!! - usłyszałam krzyk Jazzy. 
Kurwa, no. 
-Co? - jęknęłam. 
-Jaxon rozwalił moje klocki! 
-Daj spokój, Jazmyn. 
 -Kochasz go bardziej, dlatego nie zwracasz na to uwagi! 
-Daj mi spokój. - załkałam. 
Nie płakałam, ale byłam już na skraju załamania. 
Nie widziałam się z Sharon od 2 miesięcy. 
Ona pracuje jako architekt wnętrz a ja męczę się z tymi bachorami. 
Nie, że ich nie kocham, ależ skąd. 
Po prostu mam dość (przepraszam za wyrażenie) pierdolenia. 
-Kochanie, chodź! - usłyszałam krzyk Justina. 
Wyjęłam z szuflady koronkową bieliznę w kolorze czerwonym. 
Ruszyłam do łazienki i w tym samym czasie Juss z niej wyszedł. 
-Idę do dzieci, położę ich spać, a Ty się wykąp. - dał mi buziaka i wyszedł. 
Nawet nie wiecie jak ja go kocham.
Zdjęłam ubrania i wrzuciłam je do kosza na pranie (gdzie już powoli brakowało miejsca). 
Włosy związałam w koka na czubku głowy i weszłam do wanny. 
Moje mięśnie rozluźniły się przez ciepłą wodę, dzięki czemu jęknęłam. 
Położyłam się wygodnie i zamknęłam oczy. 
-Kurwa mać. - usłyszałam z pokoju. 
Zmarszczyłam brwi. 
O co chodzi TYM RAZEM? 
-Emilie mnie zabije, kurwa.
 Teraz się serio zaniepokoiłam. 
No ale, najpierw wezmę kąpiel a później.. 
Zobaczymy co będzie. 
Wzięłam żel Justina (kocham ten zapach nad życie) i umyłam nim dokładnie całe ciało. 
Spłukałam pianę i wyszłam z wanny (niechętnie, ale musiałam). 
Wytarłam ciało ręcznikiem i zrobiłam makijaż. 
Włosy rozpuściłam i rozczesałam. 
Rozejrzałam się po łazience. 
Założyć bieliznę czy koszulkę Justina? 
Koszulkę Justina. 
Założyłam T-shirt, który zakrywał mi cały tyłek i kawałek ud i wyszłam. 
Szatyna nie było w pokoju, więc pospiesznie zapaliłam kilka świeczek i porozstawiałam je po pokoju. 
Usłyszałam jego kroki, dlatego po cichu podbiegłam do drzwi. 
Chłopak wszedł i zamknął za sobą drzwi a ja w tym momencie wpiłam się w jego usta. 
Na początku był zaskoczony ale po chwili odwzajemnił pocałunek. 
Odsunęłam się od niego. 
-Śpią? 
-Tak, w końcu. - westchnął. 
-No to... Mamy czas dla siebie. - uśmiechnęłam się. 
-Jezu, Emilie wyglądasz.. 
Nie dokończył, bo dotknęłam jego penisa przez spodnie. 
-Poczekaj. - mruknął. 
Zamknął drzwi na klucz i zdjął dresy. 
Czyli działamy szybko?
-Mamy całą noc. - szepnął. 
-Nareszcie. 
 Położyłam się na łóżku a on zawisł nade mną i zaczął całować moją szyję. 
Z moich ust wydobywały się ciche jęki. 
A to dopiero początek.. 
Szybkim ruchem zdjął ze mnie koszulkę. 
-Widzę, że się przygotowałaś. - uśmiechnął się łobuzersko. 
Zaczął składać pocałunki na moich obojczykach i zszedł na piersi. 
Jedną całował, a drugą pieścił dłonią. 
Później zmienił kolejność. 
-Justin.. - jęknęłam. 
Schodził pocałunkami wzdłuż mojego brzucha. 
Później całował moje nogi - od kostek aż do kolan. 
Wewnętrzną stronę ud również całował, co doprowadzało mnie do szaleństwa. 
Czułam jego ciepły oddech na mojej kobiecości. 
-No dalej. - szepnęłam. 
-Co masz na myśli? 
-Zrób mi dobrze, Justin. - jęknęłam. 
Nie musiałam powtarzać drugi raz. 
Justin polizał moją łechtaczkę a później zaczął językiem robić 'kółeczka'. 
-Błagam.. - wygięłam plecy w łuk. 
Niecałą minutę później byłam w niebie.
 Oczywiście nie obyło się przez jęków i przekleństw. 
-No to, teraz ja. - klasnęłam w dłonie. 
-Co ty? 
-Teraz ja zrobię ci dobrze. - dałam mu szybko buziaka. 
Zdjęłam jego bokserki i przejechałam opuszkami palców po jego penisie. 
-Emilie.. 
-Shhh. - szepnęłam. 
Przerzuciłam włosy na jeden bok i ukucnęłam. 
-Nie musisz... 
Wzięłam go do buzi, przez co usłyszałam jęk Justina. 
Tak, o to chodziło. 
Po niedługim czasie spuścił się do mojego gardła a ja się podniosłam i wytarłam usta dłonią. -Nienawidzę Cię za to, jak dobra jesteś. - warknął, przyciągając mnie do siebie. 
Teraz siedziałam na nim okrakiem. 
Całowaliśmy się wyjątkowo zachłannie, co było spowodowane tym, że długo nie uprawialiśmy seksu. 
-Kochaj się ze mną. - jęknął.
 -Ale.. 
-Błagam, kurwa.
Zaśmiałam się cicho i zaczęłam wyjmować z szuflady prezerwatywę, kiedy Justin mnie pociągnął do siebie. 
-Nie, bierzesz tabletki. 
-Nie biorę już. - mruknęłam. 
-Ale bez jest lepiej. - jęknął, niezadowolony. 
-Nie chce mieć kolejnych dzieci.. 
Wzięłam prezerwatywę i podałam ją mu. 
Wywrócił oczami i szybko ją założył. 
Równie szybko położył mnie pod sobą i rozstawił moje nogi. 
Bez ostrzeżenia we mnie wszedł, przez co syknęłam głośno. 
-W porządku? 
-Tak. - szepnęłam. 
Justin zaczął poruszać biodrami, dzięki czemu było mi coraz przyjemniej. 
-O mój Boże... - jęknęłam głośno. 
Wygięłam plecy w łuk i odchyliłam głowę w tył. 
Szatyn zaczął całować moją szyję i obojczyki. 
Tego właśnie potrzebowaliśmy. 
Chwili dla siebie. 
Zacisnęłam swoje ścianki wokół jego penisa, przez co jęknął i wypowiedział kilka przekleństw. 
-Szybciej, Boże.. 
-Wiem, że jestem dobry, ale Bogiem nie jestem. - zaśmiał się. 
Zgiął moją nogę w kolanie, dzięki czemu byliśmy jeszcze bliżej siebie. 
Nasze jęki stawały się z chwilą coraz głośniejsze. 
Nie obchodziło mnie czy obudzą się dzieci, czy słyszą nas sąsiedzi.
 -Kurwa, Em.. - warknął. 
Wystarczyły trzy mocniejsze pchnięcia a po moim ciele rozeszło się ciepło i oblała nas fala orgazmu. 
-Justin! - pisnęłam, wbijając w jego plecy moje paznokcie. 
Przez tą "rozkosz" wygięłam się w łuk i pociągnęłam paznokciami w dół. 
Justin opadł na moje ciało. 
Oboje głośno oddychaliśmy. 
Kiedy orgazm już opadł chłopak ze mnie wyszedł i wyrzucił prezerwatywę do kosza. 
-Kocham Cię. - szepnął, całując mnie w czoło.
 -Mhm. Ja ciebie też, ale, która jest godzina? 
 -Po pierwszej, a co?
 -Um, nie zasnę. - jęknęłam.
 -Możemy iść na dół, coś zjeść, albo obejrzeć. - wzruszył ramionami. 
-Okey. 
Założyłam koszulkę Justina (tą, którą miałam wcześniej) a on bokserki. 
Wyszłam pierwsza i zaczęłam schodzić po schodach, kierując się do kuchni. 
Justin szedł krok w krok za mną, bo słyszałam jego kroki. 
Podeszłam do lodówki i poczułam ręce Justina na moich biodrach. 
-Wyglądasz tak zajebiście w tej koszulce. - mruknął. 
Posadził mnie na blacie i zilustrował mnie wzrokiem. 
-Mam najseksowniejszą żonę na świecie. - szepnął tuż przed moimi ustami.
Pocałował mnie lekko i przegryzł moja wargę, przyciągając ją do siebie. 
-Idź znajdź jakiś film a ja wezmę jedzenie i picie. - dałam mu buziaka w nos. 
-Okey. - mruknął. 
Zeskoczyłam z blatu i ustałam przed lodówką. 
Poczułam pieczenie na pośladku a po całej kuchni rozszedł się plask. 
-Justin! - warknęłam. 
Ten idiota mnie uderzył. 
-Sorry, nie mogłem się powstrzymać. - zaśmiał się.. 
-Ał, kurwa. Nie będę mogła siadać. 
-Mogę coś na to zaradzić. - poruszył zabawnie brwiami. 
-Nawet się nie odzywaj. Idź już. 
Zachichotał i poszedł do salonu. 
Pokiwałam głową i wyjęłam z lodówki butelkę Sprite'a. 
Rozejrzałam się jeszcze i wybrałam oreo, chipsy i czekoladę. 
Z wszystkim weszłam do salonu, gdzie Justin skakał po kanałach. 
-Usiądziesz, czy mam ci pomóc? 
-Ohh, weź skończ. - wywróciłam oczami.

***

Oglądaliśmy telewizję do siódmej rano. 
Pobiegłam do pokoju się ubrać (tzn założyć bieliznę) i poszłam do dzieciaków. 
-Hej, kochani.. Do przedszkola! - klasnęłam w dłonie. 
Jazzy się obudziła i przetarła oczka pięściami a Jaxon nic.
 Tak, straszny z niego śpioch.. 
Zaczęłam go łaskotać, co mi pomogło. 
-No już, wstajemy! 
Wyjęłam im ubranka i pomogłam się ubrać. Jaxon był w słodkich, czarnych dresach i białej koszulce, na co założyłam mu czerwoną bluzę z pingwinami z Madagaskaru, a Jazzy w czarnych legginsach i błękitnej tunice. 
Uczesałam ją w warkocza i razem zeszliśmy na dół. 
Justin zrobił śniadanie (kanapki z serem, sałatą i pomidorem + dla nas kawa a dla nich kakao) 
-Tato, dlaczego mama krzyczała w nocy? - spytał cicho Jaxon.
 -Um.. Mama miała złe sny. - mruknął rozbawiony. 
-Tak, to prawda. - westchnęłam. 
-Bo Jazzy myślała, że się bijecie. 
Zaśmiałam się i spojrzałam na córkę. 
-Dlaczego? 
-Bo mama krzyczała "Justin, o Boże" i "ahh". 
Wybuchłam śmiechem tak samo jak Justin. 

*********************
Tak jak obiecywałam - rozdział dodaję po tym, jak jest 1k wyświetleń :) 

2 komentarze:

Layout by
Leila