czwartek, 24 grudnia 2015

ŚWIĄTECZNY ROZDZIAŁ!

Emilie Po'V

Dziś wigilia. 
Tak bardzo czekałam na ten dzień. 
Spędzimy ten czas w trójkę - ja, Justin i Jazzy. 
Właśnie skończyłam przygotowywać jedzenie. 
Ręce mi odpadają i mam nadzieję, że wszystko wyszło dobrze. 
-Justin, nakryj do stołu. - krzyknęłam. 
-Okey, zaraz! 
Wywróciłam oczami i wyjęłam karpia z piekarnika. 
Wszystko jest, teraz tylko przygotować stół i się ogarnąć. 
Była czternasta. 
Jestem na nogach od piątej rano.. 
-Mamoo, kiedy przyjdzie mikołaj?! - jęknęła mała. 
-Niedługo, kochanie. - wzięłam ją na ręce. 
Nie zgadniecie, co ona dostanie. 
Ale, dowiecie się wkrótce! 
-Idę się zbierać, przygotuj stół. Jazmyn, idziesz z mamą? 
-A jak mikołaj wtedy przyjdzie?
 -Nie przyjdzie. - spojrzałam znacząco na Justina. -Chodź. - wzięłam ją na ręce. 
Weszliśmy na górę.
 Posadziłam blondynkę na łóżku a sama podeszłam do szafy. 
Wyjęłam z niej ubrania i bieliznę. 
-Poczekasz na mnie? - spytałam. 
-Poleżę. - mruknęła słodko. 
Dziewczynka wtuliła się w poduszkę Justina i wzięłam pluszaka leżącego na szafce nocnej. Zachichotałam i weszłam do łazienki. 
Wzięłam szybki prysznic a włosy wcześniej związałam. 
Myłam je wieczorem, więc jeszcze wyglądają dobrze. 
Wytarłam ciało i założyłam bieliznę. 
Wyszłam, wcześniej gasząc światło. 
-Jazzy.. - szepnęłam. 
Spała.
 Ojej, jak uroczo!
Przykryłam ją i ponownie weszłam do toalety. 
Zrobiłam makijaż i założyłam wcześniej wyjęte ubrania. 
Włosy rozpuściłam i wyprostowałam.
 Usta pomalowałam malinową szminką (o takim smaku, kolor był różowy)
Wzięłam Jazmyn na ręce i zaniosłam do jej pokoju. 
-Wstawaj, zaraz mikołaj! 
-Już jest!? - podniosła się. 
-Nie, ale już leciał, widziałam go. 
Pisnęła ze szczęścia i podeszła do okna. 
Wyjęłam z jej szafy śliczną, błękitną sukieneczkę i białe buciki. 
Ubrałam ją i razem zeszłyśmy na dół. 
Stół przyszykowany, jedzenie też, ale nigdzie nie ma Justina.. 
-O już jesteście. 
Podszedł do nas. 
Był ubrany w czarny garnitur, w którym wyglądał cudownie! 
Dałam mu buziaka. 
Wszyscy podzieliliśmy się opłatkiem i usiedliśmy do stołu. 
Włożyłam sobie kawałek ryby, tak samo jak Justinowi. 
Mała dostała pierogi. 
Kochała je, serio. 
-Kiedy przyjdzie mikołaj? - mruknęłam smutno. 
Pokiwałam głową do Justina. 
-Idę do łazienki. - powiedział. 
Po kilku minutach, usłyszeliśmy pukanie do drzwi. 
 -A kto to? - spytałam. - Chodź ze mną. - złapałam ją za rękę. 
Otworzyłam drzwi. 
-Ho, ho, ho! - powiedział. 
Musiałam się powstrzymywać przed wybuchnięciem śmiechem. 
-Mikołaj! - krzyknęła, podskakując. 
-Są tu jakieś dobre dzieci? 
 -Ja! - pisnęła. 
Weszliśmy do salonu. 
"Mikołaj" usiadł na kanapie a Jazzy od razu do niego pobiegła. 
-No to, chcecie prezenty? 
 -Tak, tak, tak, proszę!! - krzyknęła. 
Stałam trochę dalej i co i rusz się śmiałam. 
Nawet nie wiecie jakie to było urocze! 
-Proszę. - podał jej pudełko. 
Jazmyn powoli je otworzyła a potem spojrzała na mikołaja. 
To znaczy Justina, ale ona o tym nie wie. 
-Dziękuję! - krzyknęła i rozpłakała się. 
Mocno przytuliła się do szatyna. 
-Jeszcze mam coś dla twojej mamy, ale potem jej to damy. - uśmiechnął się. 
-To przyjdziesz jeszcze raz? 
-Jeśli będziesz grzeczna. 
-Będę!! 
-To do później. - dał jej buziaka w nos. 
Zniknął a po chwili ponownie zszedł Justin. 
-Mikołaj był! 
-O nie! Dlaczego mnie zawołałaś?! 
-Przepraszam. Ale patrz co mam! 
Podeszłam z Justinem bliżej. 
W pudełku był mały York. 
Jazzy już dawno chciała pieska, ale była za mała. 
-Pobaw się z nim. - powiedział Justin. 
Po cichu zaciągnął mnie do kuchni. 
Pocałował lekko moje usta. 
-A teraz prezent, dla ciebie. - powiedział.
 -Oo. 
-Nie powinienem, bo byłaś niegrzeczna.. 
-Ja? Zawsze jestem grzeczna. - przegryzłam wargę. 
-Proszę. - podał mi małą torebkę. 
W środku była cudowna, złota biżuteria, słodycze i jedna z naszych najładniejszych zdjęć. 
Była na nim Jazzy i my. 
-Dziękuję. - przytuliłam go. - No to teraz ja. - wyjęłam pudełko.
 -Mmm, jak miło. 
Otworzył je. 
W środku był zegarek, perfumy i test ciążowy.
 Tak, wiem.. 
-J-jesteś w ciąży?! 
Pokiwałam głową a w moich oczach zebrały się łzy. 
Podszedł do mnie i przytulił mnie. 
Okręcił nas a potem pocałował. 
-Najlepszy prezent na świecie. - mruknął. - Ale najlepszym prezentem jesteś ty. W łóżku. W ubraniu mikołaja. - podał mi torbę. 
W środku była świąteczna bielizna. 
-Zepułeś tak cudowny moment! - tupnęłam nogą o podłogę a on się zaśmiał. 
-Mamo!! Pies się zsikał na sofę! - usłyszeliśmy. 
-Ja tego nie sprzątam! - powiedział szybko. 
-Ugh.. - warknęłam. 
Super..

***************************
Hejka!
Jak Wam mija wigilia?
Jak prezenty?
Ja ze swoich jestem bardzo zadowolona ;D

Rozdziały dodatkowe - co 1000 wyświetleń.

 

czwartek, 17 grudnia 2015

PURPOSE TOUR!

HEJKA KOCHANI!
JAK TAM, MACIE BILETY? 
Z KIM SIĘ WIDZĘ?! *O*
NAWET NIE WIECIE JAK SIĘ JARAM, ALE SZCZERZE MÓWIĄC JESZCZE DO KOŃCA TO DO MNIE NIE DOCIERA HAHA XD
W RAZIE PYTAŃ MAM C24 :)
MAM NADZIEJĘ, ŻE SIĘ ZOBACZYMY MISIE <3


+ informacja o rozdziałach dodatkowych: będę dodawać je co 1000 wyświetleń :)

czwartek, 5 listopada 2015

Epilog.

Baardzo ważna notatka pod rozdziałem :)


 *3 lata później*


Obudziło mnie skakanie po łóżku. 
Leniwie otworzyłem oczy i ujrzałem najpiękniejszy widok na całym świecie. 
Obok mnie siedziała nasza córeczka Jazzy. 
-Tatooo, mama każe zejść ci na śniadanie. - powiedziała, swoim piskliwym głosikiem. 
-A może zostaniesz z tatusiem jeszcze chwilkę w łóżeczku, cio? - pocałowałem ją w główkę. 
Mała, miała trzy i pół roku. 
Była niesamowicie podobna do Emilie. 
Jedynie kolor włosów odziedziczyła po mnie. 
-Oki. - pisnęła i położyła się obok mnie. 
Przytuliłem ją do swojego boku i pogłaskałem po włoskach. 
Razem z Emi mamy wspólny dom. 
Musiałem zacząć pracować, żeby go kupić. 
Ale i tak nie mieszkamy w jakimś najlepszym. 
Mieszkanie jest w jednym z wieżowców na jedenastym piętrze. 
-Tato, kupisz mi laleczkę? - spytała cichutko. 
-Jaką? 
-Taką ładną. Ma czarne włosy i jest podobna do mamusi. - słodko zrobiła dzióbek z ust. Zachichotałem cicho. 
-Kupię. - pocałowałem ją w nosek. 
-Oj dzieciaku. 
-Nie mów tak do mnje. - zrobiła obrażoną minę. - Nie jestem dzieckiem. Jestem już prawie dorosła. - skrzyżowała rączki na piersi. 
-Jazzy! - usłyszeliśmy krzyk z dołu. 
-Udawaj, że śpisz. - zaśmiałem się. 
Dziewczynka pokiwała główką i przytuliła się do mnie. 
Usłyszeliśmy kroki po schodach i do pokoju weszła Emilie. 
-Halo! Jest dwunasta. Justin! - krzyknęła, odsłaniając rolety. 
-Mamooooo.. - jęknęła mała. - My tu śpimy a ty nas buudzisz. - mruknęła. 
Nie umiałem powstrzymać wybuchnięcie śmiechem.
-Jazzy, mamusie okłamałaś? Nie będzie deseru. 
 Dziewczynka rozpłakała się. 
Moja mina momentalnie uległa zmianie. 
-Nie płacz, księżniczko. Mamusia tylko żartowała. - przytuliłem ją. 
Emilie usiadła po drugiej stronie łóżka i spojrzała na nas. 
-Jazmyn, kochanie, chodź do mnie. - mruknęła.
 Mała pokręciła główką jeszcze bardziej się do mnie przytulając. 
-Pójdziemy potem po lalkę i na lody, okey? - szepnąłem do jej ucha. 
-Oki. - uśmiechnęła się. 
Otarłem z jej policzków łzy i pocałowałem w nosek. 
Zachichotała cicho, przez co na moje usta wkradł się szeroki uśmiech. 
-Idź do mamusi. - rozczochrałem jej włoski. 
-Tatoo! - krzyknęła lekko uderzając mnie w rękę.
 Jazzy usiadłam na kolanach Emilie i przytuliła ją mocno. 
-Kocham Cię mamo. 
-Wiem, ja ciebie też, a teraz chodźcie na śniadanie i deser. 
-Deser!! - krzyknęła i pobiegła na dół. 
Emilie była z czarnych legginsach i czerwonym crop topie. 
Usiadła na mnie okrakiem i pocałowała mnie. 
Jęknąłem cicho łapiąc ją za biodra. 
-Dawno nie mieliśmy chwili tylko dla siebie. - mruknęła, nie przerywając pocałunku. 
Poruszyła się, przy tym samym ocierając się o mnie. 
Z naszych ust uciekły jęki. 
-Nie rób tak, na to przyjdzie czas wieczorem. - odchyliłem głowę w tył. 
-Mamo, idziesz?! - do pokoju wbiegła wesoła Jazzy. 
Odskoczyliśmy od siebie. 
Em wstała i wzięła małą na ręce. 
-No Justin, musisz sobie jakoś z tym poradzić. - przegryzła wargę. 
Wstałem i podszedłem do nich. 
Dałem im buziaka.
 -Tata, chyba coś ci się stało.. - dziewczynka zakryła oczy. 
Ja i Emilie wybuchliśmy niekontrolowanym śmiechem. 
 Właśnie taką rodzinę sobie wymarzyłem..


****************************
No więc to już oficjalnie koniec Different love.. 
Cóż, trochę mi przykro..
Ale dobra wiadomość jest taka, że dodam kilka rozdziałów dodatkowych! ;D
Chciałabym podziękować wszystkim, który wchodzili na bloga, komentowali i wspierali mnie.
+PROSZĘ, ŻEBY KAŻDY KTO PRZECZYTAŁ EPILOG NIECH ZOSTAWI PO SOBIE KOMENTARZ, PROSZĘ!


 

wtorek, 3 listopada 2015

Rozdział 36

Przygotowali dla mnie imprezę. 
Wszystko wyglądało na prawdę cudownie.. 
 -Tylko nie płacz! - krzyknęła Sharon. 
 Zaśmiałam się pod nosem. 
Była masa ludzi. 
Większość znam. 
Zaczęli składać mi życzenia i dawać prezenty. 
Ostatni podszedł do mnie Justin.
-Nie umiem składać życzeń, więc sto lat skarbie. - dał mi czerwone pudełeczko. 
-Dziękuję. - rzuciłam mu się na szyję. -Nie musiałeś tego wszystkiego przygotowywać. - zachichotałam. 
-Ale chciałem. - pogładził mnie po policzku. -Otwórz. - wskazał na pudełko.
 Powoli je otworzyłam. 
Moim oczom ukazał się srebrny naszyjnik. 
Była również zawieszka w kształcie serca. 
Z tyłu było napisane Justin&Emilie. 
 -Cudowny. - szepnęłam. 
-Daj, założę ci. 
 -Dziękuję. - pocałowałam go delikatnie.

*

 Wszyscy bawili się doskonale. 
Ja chyba jako jedyna byłam strasznie pijana. 
Pomijając Sharon, która już śpi. 
Właśnie ja, Justin, Beck, Zack i Sharon wracamy do domu. 
Justin z nas wszystkich wypił najmniej bo wiedział, że prowadzi.
 Ledwo trzymałam się na nogach a obcasy w ogóle mi nie ułatwiły chodzenia.
-Chodź. - powiedział Justin, lekko się schylając. 
Wskoczyłam na jego plecy i położyłam głowę. 
On tak cudownie pachnie.. 
Weszliśmy po schodach na górę. 
Chłopak posadził mnie na łóżku. 
Zdjęliśmy z siebie zbędne ubrania (zostaliśmy w samej bieliźnie) i położyliśmy się spać. 
Wtuliłam się w jego tors i po chwili zasnęłam.

*

Obudziłam się z potwornym bólem głowy. 
Cholera, było tyle nie pić. 
Przeciągnęłam się i otworzyłam oczy. 
W pokoju byłam sama.
 Na poduszce obok zobaczyłam kartkę. 

 "Przepraszam, ale musiałem wyjść. Wrócę około 14. Kocham Cię. " 

Zegarek wskazywał trzynastą. 
Postawiłam stopy na zimnych panelach i wstałam. 
-Ał. - syknęłam. 
Zaraz rozsadzi mi głowę..

*****

31 grudzień! 
Dziś jest sylwester! 
Cały ten czas mieszkałam z Justinem. 
Ale również pogodziłam się z tatą. 
Nie mam zamiaru nawiązywać jakiegokolwiek kontaktu z Anastasią. 
Powiem Wam coś jeszcze.... jestem w 3 miesiącu ciąży!
-Kochanie, zbieraj się, wychodzimy o osiemnastej. - krzyknął Justin z dołu. 
Zerknęłam na zegarek, który wskazywał godzinę szesnastą. 
Z głośnym westchnięciem, zamknęłam laptopa i podeszłam do szafy. 
Wyjęłam z niej najlepsze ubrania jakie miałam oraz czystą bieliznę. 
Weszłam do łazienki, rozebrałam się do naga i weszłam do kabiny. 
Umyłam ciało żelem o zapachu malin i włosy szamponem. 
Spłukałam z ciała pianę i wyszłam z pod prysznica. 
Zaczęłam rozglądać się za ręcznikiem ale nigdzie nie było. 
-Justin!! - krzyknęłam. 
Usłyszałam kroki po schodach i po chwili usłyszałam otwieranie drzwi. 
-Podasz mi ręcznik? 
 -Jasne. - usłyszałam. 
Uchyliłam drzwi i czekałam aż Justin poda mi ręcznik.
 Po kilku sekundach, podał mi czarny ręcznik i dał mi buziaka. 
-Dzięki. 
Zamknęłam drzwi i zaczęłam wycierać ciało. 
Założyłam bieliznę i wzięłam się za suszenie włosów. 
Kiedy skończyłam ułożyłam je i zostawiłam kręcone. 
Zrobiłam mocny makijaż ( w końcu jest sylwester) i założyłam wcześniej wybrane ubrania. Klasnęłam w ręce kiedy zobaczyłam efekt końcowy. 
Popsikałam się jeszcze ulubionymi perfumami i wyszłam z łazienki. 
Moje buty, odbijały się echem w pomieszczeniu. 
Było ciemno. 
Zapaliłam światło i wyjęłam z szafy czarną torbę. 
Schowałam do niej najpotrzebniejsze rzeczy. 
-Jesteś gotowa? 
 Justin wszedł do środka. 
Wyglądał FANTASTYCZNIE 
-Tak. - uśmiechnęłam się. 
-To chodźmy. - chwycił moją dłoń. 
Na dole założyłam czarny płaszcz i chustkę w kratę. 
Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu. 
-Gdzie jedziemy? - spytałam. 
-Zobaczysz. - uśmiechnął się szeroko. 

*

 Zaparkowaliśmy pod ogromnym budynkiem. 
Chłopak otworzył mi drzwi a ja wysiadłam mówiąc "dziękuję". 
Weszliśmy do środka. Justin, kliknął przycisk windy i po chwili drzwi otworzyły się. 
Pojechaliśmy na piętro 150. 
Cholera, jak to musi być wysoko.. 
Po kilku minutach, winda zatrzymała się i wyszliśmy. 
Byliśmy w jakiejś sali. 
Na środku stał stół a na nim świeczki. 
Romantycznie. 
Była dwudziesta druga. 
Tak długo jechaliśmy?! 
Wow, nie wiedziałam.... 
Odsunął moje krzesełko. 
Usiadłam i on uczynił to samo. 
-Co będziemy tu robić? - zapytałam. 
W tym momencie wszedł (chyba) kelner i postawił przed nami dwa talerze. 
Homar? 
O mój Boże.. Nie umiem tego jeść a poza tym nigdy nie jadłam..
-Nie umiem tego jeść. - westchnęłam. 
-Nauczę Cię. - powiedział. 

*

 Po zjedzonym posiłku, który był fenomenalny, zjedliśmy po kawałku ciasta. 
Justin otworzył wino i wlał nam do kieliszków. 
Upiłam trzy łyki i wytarłam usta serwetką. 
Zaraz zaczną puszczać fajerwerki!!
 Nie zauważyłam nawet kiedy Justin podszedł do mnie.
 Uklęknął na jedno kolano i spojrzał na mnie. 
O mój Boże, wiecie co to oznacza?! 
-Kochanie... Nie wiem co mam powiedzieć więc po prostu zapytam.. Czy wyjdziesz za mnie? - otworzył czerwone pudełeczko, w którym był przepiękny pierścionek z diamentem!
-Oczywiście, Jezu, Justin! - pisnęłam, przytulając go mocno. 
Chłopak założył mi pierścionek na palec i pocałował mnie. 
W moim brzuchu wybuchło milion małych motylków. 
Oderwaliśmy się od siebie i szatyn podszedł ze mną do okna. 
Wtedy całe niebo pokryło się różnokolorowymi fajerwerkami. 
-Kocham Cię cholernie mocno! - przytulił mnie od tyłu. 
-Ja Ciebie też. Już na zawsze. - uśmiechnęłam się. 
Cieszę się, że go mam....

*******************
Z przykrością stwierdzam, że jest tu już ostatni rozdział.
Pojawi się jeszcze prolog, ale nie wiem kiedy, trudno mi to określić.
Jak Wam się podoba rozdział? 
Ja jestem z niego zadowolona a szczególnie z końca ;D
PROSZĘ, ŻEBY KAŻDY ZOSTAWIŁ PO SOBIE KOMENTARZ :) 


 
Layout by
Leila