środa, 23 września 2015

Informacja

PRZYCHODZĘ DZIŚ DO WAS Z NIECIEKAWĄ INFORMACJĄ..
NIESTETY NIE BĘDĘ DODAWAĆ ROZDZIAŁÓW.. PRZEPRASZAM ALE NIE WIEM CO PISAĆ, NIE MAM WENY DO TEGO DOCHODZI SZKOŁA I DRUGI BLOG. PO PROSTU NIE UMIEM TEGO WSZYSTKIEGO POGODZIĆ. OCZYWIŚCIE, NADAL BĘDĘ PISAĆ ALE ROZDZIAŁY BĘDĄ POJAWIAĆ SIĘ RZADKO. NAWET NIE WIEM CZY KTOKOLWIEK TO CZYTA.. EH.
MAM NADZIEJĘ, ŻE ROZUMIECIE...


czwartek, 10 września 2015

Rozdział 35

Obudziłam się po ósmej. 
Kiedy chciałam się przytulił do Justina, zobaczyłam, że go nie ma. 
Otworzyłam powoli oczy i usiadłam. 
Dziś są moje urodziny! 
Wstałam i podeszłam do szafy. 
Wyjęłam biały koronkowy stanik i tego samego koloru stringi. 
W końcu mam już osiemnaście lat. 
W łazience zdjęłam z siebie wczorajszą bieliznę i wsunęłam się do kabiny. 
Wzięłam szybki prysznic i umyłam włosy. 
Kiedy wyszłam, wytarłam się ręcznikiem i założyłam skąpą bieliznę. 
Wysuszyłam włosy. 
W pokoju wyjęłam ubrania i zrobiłam lekki makijaż.
Zbiegłam na dół, ale nie zobaczyłam nikogo. 
Zmarszczyłam brwi i weszłam do kuchni. 
Na środku wisiał ogromny plakat.  

"Najlepszego!" 

Zachichotałam cicho i podeszłam. 
W rogu była koperta. 
Wzięłam ją i otworzyłam. 
Była tam kartka.  

"Pewnie zastanawiasz się, dlaczego jesteś sama.. No cóż musisz nas znaleźć. Czekamy na Ciebie w znanym Ci miejscu." 

Jestem pewna, że był to pomysł Justina. 
Położyłam kopertę na stole i podeszłam do lodówki. 
Wyjęłam z niej lemoniadę i wlałam ją do szklanki. 
Wypiłam całą zawartość i wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy. 
"Czekamy na ciebie w znanym Ci miejscu.." 
Czyli gdzie? 
Nie mam pojęcia.. 
Na pewno to nie jest mój dom, nawet jeśli nie poszłabym tam. 
Dom Sharon? Nie, raczej wątpie.. 
Wyjęłam telefon i wybrałam numer do Justina. 
Odebrał po trzech sygnałach. 
-Tak? - spytał. 
-Jakaś podpowiedź? - jęknęłam.
 -Ulica 18th street to powinno pomóc. - mruknął. -Muszę kończyć, ubierz się ładnie i nas znajdź. Do zobaczenia! - rozłączył się. 
Wiem o co mu chodzi!
Najprawdopodobniej o ten ogromny budynek do którego kiedyś zabrał mnie na obiad!
Mówił mi, że można wypożyczyć tam salę na przykład na urodziny lub wesele. 
Zerknęłam na swój strój. 
Uznałam, że wyglądam dobrze. 
Pobiegłam schodami na górę. 
Wyprostowałam włosy. 
więcej, nie muszę robić. 
Jeszcze jedno.. Jak ja tam dojadę? 
Zaczęłam szukać w torebce jakiś pieniędzy. 
Znalazłam
Wyszłam z domu i zamknęłam go na klucz (tak mam klucze.) 
Najpierw muszę wypić kawę.. 
Skierowałam się w stronę najbliższego Starbucksa. 
Zamówiłam kawę mrożoną i ruszyłam w stronę parku. 
Tamtędy dojdę do centrum i złapię jakąś taksówkę. 
Dotarłam tam w dziesięć minut. 
Wsiadłam do żółtego samochodu i podałam kierowcy adres.
Zatrzymał się. 
Zapłaciłam mu należytą kwotę. 
Wyszłam i zamknęłam za sobą drzwi. 
Zerknęłam na zegarek, który wskazywał godzinę 10:37 Jak wcześnie.. 
-Emilie! - usłyszałam. 
Odwróciłam się i zobaczyłam biegnącą do mnie Kelsey. 
-Hej. - pomachałam jej. 
-Idziemy na lody, chodź! - pociągnęła mnie za rękę. 
-No ale.. 
-Nie ma żadnych ale! Idziemy. - ruszyłyśmy. 
Doszłyśmy do najbliższej lodziarni. 
Kiedy chciałam wejść, dziewczyna pociągnęła mnie do siebie. 
-Co? - westchnęłam. 
-Wieeesz, dziś są twoje urodziny więc życzę Ci wszystkiego najlepszego, dużo seksu z Bieberem ogólnie naj, naj, naj! - pisnęła. 
-Dziękuję. - przytuliłam ją. 
-To teraz lody! - wbiegłyśmy do lodziarni.

*

-Gdzie teraz? 
 Byłyśmy na lodach, w parku i starbucksie. Mam dość. 
 Do tego jest już piętnasta. 
Nigdy więcej wyjść sam na sam z Kelsey. 
-Do galerii, muszę kupić sukienkę. - mruknęła, robiąc coś w telefonie. 
-Nie mam siły, proszę chodźmy już. - jęknęłam. 
-Nie marudź! - pisnęła. 
Jęknęłam niezadowolona, kiedy ustałyśmy przed galerią handlową.
Weszłyśmy do pierwszego sklepu. 
Zaczęłam od niechcenia przeglądać wieszaki na których wisiały ubrania. 
 Kelsey oddaliła się. 
Wyjęła telefon i zaczęła do kogoś dzwonić. 
Jej zachowanie jest nieco podejrzane. 
Albo mi się wydaje, albo chce, żebym nie dotarła do Justina. 
Oni na pewno coś kombinują!
Tylko co? 
Kiedy spojrzała w moją stronę wróciłam do oglądania ubrań. 
Wróciła do mnie i pociągnęła mnie w stronę wyjścia. 
-Co znowu? - jęknęłam.
 -Idziemy już. - ruszyłyśmy w stronę wyjścia. 
-Chciałaś kupić sukienkę! - wyrzuciłam ręce w powietrze. 
-No tak, um.. Rozmyśliłam się. - uśmiechnęła się lekko. 
Szłyśmy w stronę domu Justina. 
Po co?! 
-Czemu idziemy do Justina? - spytałam. 
-Nie idziemy do Justina.. Odprowadzam Cię do niego. - wzruszyła ramionami. 
-Powiesz mi wyglądasz końcu o co chodzi czy nie? - ustałam w miejscu. 
-Dowiesz się wszystkie w swoim czasie, no chodź!
Zaczyna mnie już to denerwować. 
Zatrzymałyśmy się pod domem Biebera. 
Po chwili pojechał swoim biały Lamborghini. 
Kelsey pociągnęła mnie za rękę. 
Ona usiadła z tyłu a ja, na miejscu pasażera. 
-Hej. - mruknął. 
-Cześć. - westchnęłam. 
Szatyn lekko mnie pocałował. 
 -Gdzie teraz jedziemy? - spytałam. 
-Zobaczysz. - zachichotał. 
-Ludzie, ja mam już dość.. - jęknęłam. 
-Nie marudź. - powiedzieli w tym samym czasie. 
Samochód chłopaka zatrzymał się pod domem Kelsey. 
Dziewczyna wyszła. 
Justin ponownie wyjechał na główną drogę.
Jechaliśmy około dziesięciu minut. 
Zatrzymaliśmy się pod.. Zakładem kosmetycznym.
 Nic z tego już nie rozumiem. 
Nie pytałam o nic Justina, bo wiedziałam, że nic mi nie powie. 
Wysiadłam z samochodu i poczekałam chłopaka. 
Oboje weszliśmy do środka. 
-Hej Justin. - powiedziała, kobieta w średnim wieku. 
-Cześć, to właśnie Emilie. Wiesz co robić. - puścił jej oczko. 
Poczułam się zazdrosna. 
Kim ona w ogóle jest?! 
Dał mi buziaka w policzek i wyszedł, zostawiając mnie zdezorientowaną. 
-Jestem Eveline, mam przygotować cię na imprezę. Zapraszam. - wskazała na fotel. 
Zmyła mój wcześniejszy makijaż i zaczęła robić nowy. 
Najpierw nałożyła podkład. 
Dokładnie ropowadziła go po mojej twarzy. 
Następnie był puder. 
Zrobiła to samo co poprzednio. 
Teraz maluje moje oczy, co zajęło jej na prawdę sporo czasu. 
Niestety, siedzę tyłem do lustra i nie mogę zobaczyć jak wyglądam. 
Pomalowała moje rzęsy i usta. 
Klasnęła w dłonie kiedy wszystko było gotowe. 
  -Mogę się już zobaczyć? - spytałam.
-Nie ma mowy! Jeszcze fryzura i twój strój! - pisnęła. -Idziemy się uczesać. - pociągnęła mnie za rękę do innego pomieszczenia. 
Nie podoba mi się takie coś.. Umiem ubrać się i umalować sama, bez niczyjej pomocy. 



Teraz moment, na który czekałam TRZY GODZINY. 
Eveline zaprowadziła mnie do lustra. 
Wyglądałam... Cudownie. 
Moje oczy były pomaloane na czarno i miałam perfekcyjne kreski. 
Moje włosy były wyprostowane, rozpuszczone i uczesane w "pół kucyka" miałam na sobie czerwoną obcisłą sukienkę i skórzaną kurtkę. 
Na moim stopach były wysokie szpilki w kolorze czarnym i czerwoną podeszwą.
 To wszystko wyglądało razem CUDOWNIE. 
Opłacało się siedzieć trzy godziny... 
-I jak, podoba Ci się? - spytała po chwili. 
-Bardzo. - szepnęłam i przejrzałam się w lustrze, jeszcze raz.  
-Gdzie ona jest?! - usłyszałam pisk mojej przyjaciółki. 
Wbiegła do pomieszczenia i zatrzymała się. 
-Wow. - mruknęła. 
-Ty też dobrze wyglądasz. - zachichotałam. 
Dziewczyna była w czarnej obcisłej sukience. 
Na to miała założoną skórzaną kurtkę. 
Na jej nogach były czarne lity z ćwiekami na obcasach. 
Wyglądała świetnie. 
-Toć wiem. - zaśmiała się. 
-Dobra my idziemy. Do zobaczenia Eveline! - krzyknęła wychodząc. 
Wsiadłyśmy do jej samochodu. 
Na dworze zaczęło powoli się ściemniać. 
Zapięłam pasy i usiadłam prosto. 
-Gdzie teraz? - spytałam. 
-18th street. Mówi Ci to coś? - odaliła silnik i ruszyła. 
-Mhm - mruknęłam. 
-No właśnie. - pisnęła. 
Po dziesięciu minutach jazdy zatrzymałyśmy się na parkingu. 
Wysiadłyśmy z samochodu i ustałyśmy przed wejściem. 
Sharon wyjęła z torby chustę. 
-Dawaj. - podeszła bliżej. 
-Zepsujesz mi makijaż. - fuknęłam. 
-Nie dramatyzuj. Jedziemy windą bo nie sądzę, że chcesz wchodzić po schodach z zawiązanymi oczami. - westchnęła. 
Kiedy winda zatrzymała się na odpowiednim piętrze, zaczęłyśmy iść. 
Nie wiem dokładnie gdzie, no ale.. 
 Usłyszałam otwieranie drzwi i grobową ciszę. 
-Zdejmij ją. - szepnęła i odeszła. 
Powoli odwiązałam chustkę i otworzyłam oczy. 
-Niespodzianka! - usłyszałam. 
Momentalnie podskoczyłam i serce zaczęło mi szybciej bić. 
Zakryłam usta dłonią, widząc co dla mnie przygotowali. 

************************
Hejka <3
Rozdział dodaję opóźnieniem, no ale jest!
Mam nadzieję, że Wam cie podoba :)
DZIĘKUJE ZA 10 TYSIĘCY  WEJŚĆ NA BLOGA, JESTEŚCIE N I E S A M O W I C I 


 

środa, 2 września 2015

Rozdział 34

Przeczytajcie notatkę pod rozdziałem, proszę :)


To dziś. 
Dziś będę miała zdjęty gips! 
Ubrałam się i zrobiłam delikatny makijaż. 
Włosy uczesałam w warkocza i zeszłam na dół.
 Justin siedział na kanapie z chłopakami i oglądali mecz. 
-Okey, jestem gotowa. - powiedziałam. 
-Poczekaj, mecz leci. - jęknął. 
-Jak zdejmą mi gips, będziemy mogli się pieprzyć do woli. - uśmiechnęłam się łobuzersko. 
-Sorry chłopaki. - pośpiesznie wstał. 
Zaśmiałam się głośno i wyszłam z domu.

*

Zaparkowaliśmy pod szpitalem. 
Chłopak otworzył mi drzwi. 
Wysiadłam mówiąc ciche 'dziękuję.' 
-Pamiętasz co mówiłaś w domu, prawda? - uśmiechnął się łobuzersko. 
-Hmm, nie przypominam sobie. - zmarszczyłam brwi. 
-Nawet sobie ze mnie nie żartuj. - posłał mi ostrzegawcze spojrzenie. 
-Oj.. Mam jutro urodziny a ty, nie możesz zrobić nic bez mojej zgody. - posłałam mu przesłodzony uśmiech. 
-Jutro?! 
 -No tak. Jutro szósty września. Chyba nie zapomniałeś. - spojrzałam na niego. 
-No jasne, że nie, przecież się z tobą droczę. A teraz chodź. - ruszyliśmy.

*

Praktycznie wybiegłam ze szpitala. 
 -Jedziemy to uczcić. - pisnęłam. 
-A może... 
-Nie, nie pojedziemy do domu się pieprzyć. - pokiwałam głową. 
-Dlaczego? - objął mnie od tyłu. 
-Bo nie. - odwróciłam się do niego j dałam mu buziaka. 
Wsiadłam do samochodu. 
Chłopak zrobił to samo. 
Zapięłam pasy. 
Ruszyliśmy z piskiem opon.  
-Gdzie jedziemy? - spytałam. 
-Gdzie byś chciała? 
 -No nie wiem, może do parku? - spojrzałam na niego. 
-Okey, pokarmimy wiewiórki. - zaśmiał się. 
-Boję się ich. - przegryzłam wargę. 
-Boisz się wiewiórek? - zaśmiał się głośno, przez co oberwał w ramię. 
-Nie odzywaj się do mnie. - skrzyżowałam ręce na piersi. 
-No ale jak można bać się wiewiórek? - pokiwał głową z rozbawieniem.
-Jak byłam mała, ugryzła mnie, no. Dobra skończmy ten temat. - fuknęłam. 
-Jak sobie życzysz. - zachichotał, na co przewróciłam oczami. 
Po piętnastu minutach dojechaliśmy do parku. 
Wysieliśmy. 
Podeszliśmy do budki z lodami. 
 Poproszę dwie gałki lodów czekoladowych. - chłopak wyjął banknot z kieszeni.
Podał mi mojego loda i ruszyliśmy w stronę parku. 
Usiedliśmy na jednej z ławek. 
Położyłam głowę na jego ramieniu a on mnie objął. 
Czułam się tak.. Inaczej. 
Odkąd mieszkam z nimi dużo się zmieniło. 
Zbliżyliśmy się do siebie. 
Z rodzicami nie mam kontaktu. 
Chyba nie potrafię im tego wybaczyć.. 
Nawet nie zauważyłam, że po moim policzku spłynęła łza. 
Szatyn od razu to zauważył. 
-Co się stało? - spojrzał w moje oczy z troską. 
-Nic, na prawdę. - uśmiechnęłam się blado.
-Powiedz mi. - pogładził mnie po policzku. 
-Po prostu.. Zastanawiam się, czy będę w stanie im to wszystko wybaczyć. Okłamywali mnie, okłamywali mnie przez tyle lat a teraz myślą, że im to wybaczę? - sapnęłam. 
-Kiedyś musisz im to wybaczyć. To są twoi rodzice, kochają Cię a ty kochasz ich. - uśmiechnął się delikatnie. Kiedy chciałam mu na to odpowiedzieć, wyprzedził mnie. 
-Nawet nie zaprzeczaj. Widzę to przecież. - mruknął, jedząc dalej loda. 
Zrobiłam to samo. Analizowałam w głowie jego słowa. To prawda kocham ich. Mimo tego co mi zrobili ich kocham. To dzięki nim tutaj jestem. Wiem już co zrobię.
Kiedy już zjedliśmy nasze lody, poszliśmy na spacer. Trzymaliśmy się za ręce i rozmawialiśmy praktycznie o niczym. 
-Co zamierzasz zrobić ze szkołą? - spytał. 
-Nie wiem. Byłam na rozpoczęciu i mam już szczerze dość. - przewróciłam oczami. - Ale chyba muszę chodzić w końcu to mój ostatni rok, muszę znaleźć pracę i w ogóle. - podrapałam się w tył głowy.
-Musę mieć mądrą dziewczynę. - ustał i odwrócił mnie tak, że staliśmy do siebie przodem. 
-Jestem mądra. - szepnęłam. 
-Oczywiście. - pocałował delikatnie moje usta. 
-Co powiesz, żebyśmy pojechali do domu i... 
-Okey. - przerwałam mu. -Ale najpierw kup gumki, ostatnio się skończyły. - przerwałam pocałunek. -W takim razie, chodźmy. - klepnął mnie w tyłek. 
Wyszliśmy z parku. 
Chłopak wsiadł do samochodu szybko, nie zwracając na mnie uwagi. 
Zrobiłam to co on. 
Wyjechaliśmy na ulicę kierując się.. Tak na prawdę to nie wiem... 
 -Gdzie teraz jedziemy? - spytałam.
-Po prezerwatywy. - mruknął, jakby było to coś normalnego. 
Dla niego temat seksu to jak dla NORMALNYCH ludzi rozmowa o zeszłym dniu. 
Serio... 
Reszta droga minęła w ciszy. 
Justin całe czas spoglądał na mnie i przegryzał wargę. 
Kurwa, on robił to tak seksownie.. 
Jechaliśmy przez mało ruchliwą ulicę. 
-Zatrzymaj się. - mruknęłam. 
-Co? Po co? - spojrzał na mnie. 
-Zatrzymaj się do cholery. - warknęłam. 
Chłopak zjechał na pobocze.
Zgasił silnik i westchnął głośno. 
W tym czasie przeszłam na jego siedzenie i usiadłam na nim okrakiem. 
Spojrzał na mnie a ja gwałtownie wpiłam się w jego usta. 
Odwzajemnił pocałunek od razu. 
Moje dłonie błądziły w jego włosach a jego na moich pośladkach. 
Rozłożył fotel, przez co praktycznie leżeliśmy. 
-Nie mogę, kurwa nie wytrzymam. - warknął. 
-Co masz na myśli? 
 -To, że nie dojadę do domu. - przerwał pocałunek. 
-Czyli? -otarłam swoją kobiecością o jego krocze. 
-Jeśli nie chcesz, żebym wziął cię tu i teraz, nie rób tego więcej. - westchnął.
Ponownie to zrobiłam z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. 
Jego reakcja była bezcenna. 
Zacisnął szczękę i spojrzał na mnie. 
-Przestań. - warknął. 
-Przecież chciałeś to zrobić. 
-W domu, nie na drodze. - mruknął. 
-W samochodzie. Justin kurwa zdecyduj się. - syknęłam. 
-Na tyłach? - spytał i wpił się w moje usta. 
-Mhm. - jęknęłam. 
-Przejdź. - odsunął się. 
 Weszłam na tylne siedzenia samochodu.
Zdjęłam buty i spojrzałam na szatyna. 
Otworzył drzwi i wsiadł. 
Położyłam się a on zawisł nade mną. 
Zaczął składać pocałunki na mojej szyi. 
Jęknęłam cicho i ułożyłam dłoń na jego przyrodzeniu. 
Ścisnęłam je lekko a chłopak warknął i wpił się w moje usta. 
Zdjęłam z niego koszulkę. 
Przejechałam delikatnie paznokciami po jego absie. 
Połóył się mojej sukienki i zaczął całować mój brzuch. 
Postanowiłam przyśpieszyć. 
Odpięłam swój biustonosz i zsunęłam go, rzucając na przednie siedzenie. 
Szatyn zaczął całować moje piesi. 
Co jakiś czas wydobywałam z siebie jęki. 
On doprowadza mnie do szału!

*

Po małej "przygodzie" w samochodzie, wróciliśmy do domu. 
Pierwsze co zrobiłam to skierowałam się do kuchni. 
Wyjęłam z lodówki sok jabłkowy i wlałam go do szklanki. 
-Mam nadzieję, że bierzesz tabletki. - podszedł do mnie Justin. 
-No właśnie w tym problem, że nie... 
 -Co? - krzyknął.
 -No nie brałam ich nigdy.. - szepnęłam i spuściłam wzrok. -Nie krzycz na mnie. - westchnęłam. -Przepraszam.. - przytulił mnie. -Nie jestem zły po prostu.. Boję się, że zajdziesz w ciąże. - pocałował mnie w czubek głowy. 
-A chciałbyś mieć ze mną dziecko? - uśmiechnęłam się lekko. 
-Tak, ogólnie chciałbym założyć z tobą rodzinę bo Cię kocham. Mógłbym oddać za Ciebie życie słoneczko.. 
-Ojejku, kocham Cię Justin. - rozpłakałam się.

**************************
Hej wszystkim :D
Jak tam pierwszy dzień w szkole? 

WAŻNA SPRAWA!  Od teraz rozdziały będą pojawiać się nieco rzadziej, bo wiecie szkoła.. 

Poza tym coraz większymi krokami zbliżamy się do końca :(
Powiem Wam, że jest mi strasznie przykro, że muszę zakończyć to opowiadanie no ale.. na pewno na nim nie skończę :) Ja cały czas, bedę się pojawiała na blogu więc jeśli będzie coś nowego to napiszę :)
Do następnego x





Layout by
Leila