Obudziłam się po ósmej.
Kiedy chciałam się przytulił do Justina, zobaczyłam, że go nie ma.
Otworzyłam powoli oczy i usiadłam.
Dziś są moje urodziny!
Wstałam i podeszłam do szafy.
Wyjęłam biały koronkowy stanik i tego samego koloru stringi.
W końcu mam już osiemnaście lat.
W łazience zdjęłam z siebie wczorajszą bieliznę i wsunęłam się do kabiny.
Wzięłam szybki prysznic i umyłam włosy.
Kiedy wyszłam, wytarłam się ręcznikiem i założyłam skąpą bieliznę.
Wysuszyłam włosy.
W pokoju wyjęłam ubrania i zrobiłam lekki makijaż.
Zbiegłam na dół, ale nie zobaczyłam nikogo.
Zmarszczyłam brwi i weszłam do kuchni.
Na środku wisiał ogromny plakat.
"Najlepszego!"
Zachichotałam cicho i podeszłam.
W rogu była koperta.
Wzięłam ją i otworzyłam.
Była tam kartka.
"Pewnie zastanawiasz się, dlaczego jesteś sama.. No cóż musisz nas znaleźć. Czekamy na Ciebie w znanym Ci miejscu."
Jestem pewna, że był to pomysł Justina.
Położyłam kopertę na stole i podeszłam do lodówki.
Wyjęłam z niej lemoniadę i wlałam ją do szklanki.
Wypiłam całą zawartość i wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy.
"Czekamy na ciebie w znanym Ci miejscu.."
Czyli gdzie?
Nie mam pojęcia..
Na pewno to nie jest mój dom, nawet jeśli nie poszłabym tam.
Dom Sharon? Nie, raczej wątpie..
Wyjęłam telefon i wybrałam numer do Justina.
Odebrał po trzech sygnałach.
-Tak? - spytał.
-Jakaś podpowiedź? - jęknęłam.
-Ulica 18th street to powinno pomóc. - mruknął. -Muszę kończyć, ubierz się ładnie i nas znajdź. Do zobaczenia! - rozłączył się.
Wiem o co mu chodzi!
Najprawdopodobniej o ten ogromny budynek do którego kiedyś zabrał mnie na obiad!
Mówił mi, że można wypożyczyć tam salę na przykład na urodziny lub wesele.
Zerknęłam na swój strój.
Uznałam, że wyglądam dobrze.
Pobiegłam schodami na górę.
Wyprostowałam włosy.
więcej, nie muszę robić.
Jeszcze jedno.. Jak ja tam dojadę?
Zaczęłam szukać w torebce jakiś pieniędzy.
Znalazłam!
Wyszłam z domu i zamknęłam go na klucz (tak mam klucze.)
Najpierw muszę wypić kawę..
Skierowałam się w stronę najbliższego Starbucksa.
Zamówiłam kawę mrożoną i ruszyłam w stronę parku.
Tamtędy dojdę do centrum i złapię jakąś taksówkę.
Dotarłam tam w dziesięć minut.
Wsiadłam do żółtego samochodu i podałam kierowcy adres.
Zatrzymał się.
Zapłaciłam mu należytą kwotę.
Wyszłam i zamknęłam za sobą drzwi.
Zerknęłam na zegarek, który wskazywał godzinę 10:37
Jak wcześnie..
-Emilie! - usłyszałam.
Odwróciłam się i zobaczyłam biegnącą do mnie Kelsey.
-Hej. - pomachałam jej.
-Idziemy na lody, chodź! - pociągnęła mnie za rękę.
-No ale..
-Nie ma żadnych ale! Idziemy. - ruszyłyśmy.
Doszłyśmy do najbliższej lodziarni.
Kiedy chciałam wejść, dziewczyna pociągnęła mnie do siebie.
-Co? - westchnęłam.
-Wieeesz, dziś są twoje urodziny więc życzę Ci wszystkiego najlepszego, dużo seksu z Bieberem ogólnie naj, naj, naj! - pisnęła.
-Dziękuję. - przytuliłam ją.
-To teraz lody! - wbiegłyśmy do lodziarni.
*
-Gdzie teraz?
Byłyśmy na lodach, w parku i starbucksie. Mam dość.
Do tego jest już piętnasta.
Nigdy więcej wyjść sam na sam z Kelsey.
-Do galerii, muszę kupić sukienkę. - mruknęła, robiąc coś w telefonie.
-Nie mam siły, proszę chodźmy już. - jęknęłam.
-Nie marudź! - pisnęła.
Jęknęłam niezadowolona, kiedy ustałyśmy przed galerią handlową.
Weszłyśmy do pierwszego sklepu.
Zaczęłam od niechcenia przeglądać wieszaki na których wisiały ubrania.
Kelsey oddaliła się.
Wyjęła telefon i zaczęła do kogoś dzwonić.
Jej zachowanie jest nieco podejrzane.
Albo mi się wydaje, albo chce, żebym nie dotarła do Justina.
Oni na pewno coś kombinują!
Tylko co?
Kiedy spojrzała w moją stronę wróciłam do oglądania ubrań.
Wróciła do mnie i pociągnęła mnie w stronę wyjścia.
-Co znowu? - jęknęłam.
-Idziemy już. - ruszyłyśmy w stronę wyjścia.
-Chciałaś kupić sukienkę! - wyrzuciłam ręce w powietrze.
-No tak, um.. Rozmyśliłam się. - uśmiechnęła się lekko.
Szłyśmy w stronę domu Justina.
Po co?!
-Czemu idziemy do Justina? - spytałam.
-Nie idziemy do Justina.. Odprowadzam Cię do niego. - wzruszyła ramionami.
-Powiesz mi wyglądasz końcu o co chodzi czy nie? - ustałam w miejscu.
-Dowiesz się wszystkie w swoim czasie, no chodź!
Zaczyna mnie już to denerwować.
Zatrzymałyśmy się pod domem Biebera.
Po chwili pojechał swoim biały Lamborghini.
Kelsey pociągnęła mnie za rękę.
Ona usiadła z tyłu a ja, na miejscu pasażera.
-Hej. - mruknął.
-Cześć. - westchnęłam.
Szatyn lekko mnie pocałował.
-Gdzie teraz jedziemy? - spytałam.
-Zobaczysz. - zachichotał.
-Ludzie, ja mam już dość.. - jęknęłam.
-Nie marudź. - powiedzieli w tym samym czasie.
Samochód chłopaka zatrzymał się pod domem Kelsey.
Dziewczyna wyszła.
Justin ponownie wyjechał na główną drogę.
Jechaliśmy około dziesięciu minut.
Zatrzymaliśmy się pod.. Zakładem kosmetycznym.
Nic z tego już nie rozumiem.
Nie pytałam o nic Justina, bo wiedziałam, że nic mi nie powie.
Wysiadłam z samochodu i poczekałam chłopaka.
Oboje weszliśmy do środka.
-Hej Justin. - powiedziała, kobieta w średnim wieku.
-Cześć, to właśnie Emilie. Wiesz co robić. - puścił jej oczko.
Poczułam się zazdrosna.
Kim ona w ogóle jest?!
Dał mi buziaka w policzek i wyszedł, zostawiając mnie zdezorientowaną.
-Jestem Eveline, mam przygotować cię na imprezę. Zapraszam. - wskazała na fotel.
Zmyła mój wcześniejszy makijaż i zaczęła robić nowy.
Najpierw nałożyła podkład.
Dokładnie ropowadziła go po mojej twarzy.
Następnie był puder.
Zrobiła to samo co poprzednio.
Teraz maluje moje oczy, co zajęło jej na prawdę sporo czasu.
Niestety, siedzę tyłem do lustra i nie mogę zobaczyć jak wyglądam.
Pomalowała moje rzęsy i usta.
Klasnęła w dłonie kiedy wszystko było gotowe.
-Mogę się już zobaczyć? - spytałam.
-Nie ma mowy! Jeszcze fryzura i twój strój! - pisnęła. -Idziemy się uczesać. - pociągnęła mnie za rękę do innego pomieszczenia.
Nie podoba mi się takie coś.. Umiem ubrać się i umalować sama, bez niczyjej pomocy.
*
Teraz moment, na który czekałam TRZY GODZINY.
Eveline zaprowadziła mnie do lustra.
Wyglądałam... Cudownie.
Moje oczy były pomaloane na czarno i miałam perfekcyjne kreski.
Moje włosy były wyprostowane, rozpuszczone i uczesane w "pół kucyka" miałam na sobie czerwoną obcisłą sukienkę i skórzaną kurtkę.
Na moim stopach były wysokie szpilki w kolorze czarnym i czerwoną podeszwą.
To wszystko wyglądało razem CUDOWNIE.
Opłacało się siedzieć trzy godziny...
-I jak, podoba Ci się? - spytała po chwili.
-Bardzo. - szepnęłam i przejrzałam się w lustrze, jeszcze raz.
-Gdzie ona jest?! - usłyszałam pisk mojej przyjaciółki.
Wbiegła do pomieszczenia i zatrzymała się.
-Wow. - mruknęła.
-Ty też dobrze wyglądasz. - zachichotałam.
Dziewczyna była w czarnej obcisłej sukience.
Na to miała założoną skórzaną kurtkę.
Na jej nogach były czarne lity z ćwiekami na obcasach.
Wyglądała świetnie.
-Toć wiem. - zaśmiała się.
-Dobra my idziemy. Do zobaczenia Eveline! - krzyknęła wychodząc.
Wsiadłyśmy do jej samochodu.
Na dworze zaczęło powoli się ściemniać.
Zapięłam pasy i usiadłam prosto.
-Gdzie teraz? - spytałam.
-18th street. Mówi Ci to coś? - odaliła silnik i ruszyła.
-Mhm - mruknęłam.
-No właśnie. - pisnęła.
Po dziesięciu minutach jazdy zatrzymałyśmy się na parkingu.
Wysiadłyśmy z samochodu i ustałyśmy przed wejściem.
Sharon wyjęła z torby chustę.
-Dawaj. - podeszła bliżej.
-Zepsujesz mi makijaż. - fuknęłam.
-Nie dramatyzuj. Jedziemy windą bo nie sądzę, że chcesz wchodzić po schodach z zawiązanymi oczami. - westchnęła.
Kiedy winda zatrzymała się na odpowiednim piętrze, zaczęłyśmy iść.
Nie wiem dokładnie gdzie, no ale..
Usłyszałam otwieranie drzwi i grobową ciszę.
-Zdejmij ją. - szepnęła i odeszła.
Powoli odwiązałam chustkę i otworzyłam oczy.
-Niespodzianka! - usłyszałam.
Momentalnie podskoczyłam i serce zaczęło mi szybciej bić.
Zakryłam usta dłonią, widząc co dla mnie przygotowali.
************************
Hejka <3
Rozdział dodaję opóźnieniem, no ale jest!
Mam nadzieję, że Wam cie podoba :)
DZIĘKUJE ZA 10 TYSIĘCY WEJŚĆ NA BLOGA, JESTEŚCIE N I E S A M O W I C I
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz