sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 23

Zapraszam na: http://never-lose-hope-jb.blogspot.com/?m=0
Miłego czytania :*


Justin Po'V

 Dojechałem na miejsce. 
Podbiegłem do pierwszego lepszego lekarza, który zaprowadził mnie na izbę przyjęć. Opowiedziałem jej (pielęgniarce) co się wydarzyło.
 Chwilę po tym zjawił się ojciec Emilie z nią.
 Nadal była nieprzytomna. 
-Chłopaki zabierany ją najpierw na szycie. - krzyknęła pielęgniarka. 
Położyli dziewczynę na noszach i zawieźli ją do jakiegoś pomieszczenia. 
Usiadłem na jednym z krzeseł i czekałem. Czekałem, ale nie za bardzo wiem na co.
 A jeśli to coś poważnego?
 Kurwa, jeśli coś jej się stanie,to nie wiem co zrobię. To moja wina. Gdybym z nią był do czegoś takiego by nie doszło..

*

 
Po około piętnastu minutach wyszedł lekarz, który zajmował się Emilie.
 Ojciec dziewczyny wstał i podszedł do niego.
Kiedy skończyli rozmawiać James usiadł obok mnie. 
-Co z nią? - spytałem ledwo słyszalnie. 
-Odzyskała przytomność. - posłał mi lekki uśmiech.
 Odetchnąłem z ulgą. 
-A kiedy będzie można się z nią zobaczyć? 
-Dziś na pewno nie. Lekarz powiedział,że musi dojść do siebie i być na obserwacji. Uderzyła głową mocno i mogło nawet dojść do urazów wewnętrznych. - westchnął. 
Ja pierdole..
Muszę zadzwonić do dziewczyn. Wyjąłem telefon i zacząłem szukać numeru do Sharon. 
-Tak? - krzyknęła, prawie pozbawiając mnie słuchu. 
Emilie nie kłamała mówiąc, że niedługo ogłuchnie. 
-Cześć tu Justin. Musisz przyjechać z dziewczynami do szpitala Emilie zemdlała, ma rozciętą głowę i może mieć urazy wewnętrzne. Ale to jutro bo dziś nie chcą nikogo wpuścić. - westchnąłem. Usłyszałem cichy płacz dziewczyny. 
-Zaraz będziemy. 
-Ale dzisiaj... - nie zdążyłem dokończyć ponieważ dziewczyna się rozłączyła. 
Usiadłem na wcześniejszym miejscu. 
Oparłem łokcie na kolanach i schowałem twarz w dłonie. 
Wypuściłem głośno powietrze. 
-Justin jak chcesz możesz wrócić do domu. Ja i tak tu zostanę. - mruknął. 
-Nie, ja też zostaję. Zresztą dziewczyny też zaraz przyjadą. 
-Chcesz coś zjeść albo wypić? - wstał. 
-Nie, dziękuję. - posłałem facetowi lekki uśmiech.
Ojciec dziewczyny poszedł najprawdopodobniej po jakieś jedzenie. Ja nie jestem w stanie jeść ani pić. Może to nic strasznego ale martwię się o nią.
 Przetarłem twarz dłonią. Tak bardzo chciałbym ją teraz zobaczyć. 
Przytulić, pocałować i powiedzieć, jak bardzo ją kocham.. 
Ale nie mogę.  

*

 Sharon, Alice i Kelsey przyszły po dziesięciu minutach.
Brunetka chodziła po korytarzu zdenerwowana.
 Jej chodzenie nawet mnie denerwuje... 
-Sharon usiądź. - mruknąłem, patrząc na swoje buty. 
-Nie mogę. Denerwuje się jak nie wiem. - jęknęła. 
-Obudziła się więc jest z nią dobrze. Raczej. - dodałem cicho. 
-Co ma znaczyć raczej? - zmarszczyła brwi.
 Dziewczyna zatrzymała się i popatrzyła na mnie. 
-Nie będę Cię denerwował. - westchnąłem. 
-Justin, mów.- warknęła. -Dobra. Lekarz powiedział, że Emilie może mieć jakieś urazy wewnętrzne. - powiedziałem cicho. 
Poczułem dziwne ukłucie w sercu. 
Moja dziewczyna właśnie leży na sali, nie wiadomo co z nią a ja?
 A ja siedzę na korytarzu i nic nie robię..
Spojrzałem na nią. Stała jakby była sparaliżowana. W oczach miała słone łzy. Nim się obejrzałem brunetka podeszła do drzwi. Pchnęła je i weszła do pokoju gdzie znajdowała się Emilie.
 -Sharon nie! - krzyknąłem. 
Próbowałem ją zatrzymać, ale było za późno. 
Nie chciałem tak wchodzić.. Zobaczę się z nią jutro. 
-Emilie! - łkała. 
-Sharon? - usłyszałem głos dziewczyny. 
 Sharon zamknęła drzwi. Nic więcej nie nie słyszałem.

*

Wszyscy poszli do domów. Według Sharon wszystko jest w porządku. Miejmy nadzieję...
Jest czwarta nad ranem. 
Ojciec dziewczyny miał przyjechać po pracy, czyli o piętnastej. 
Nudzi mi się... Wyjąłem z kieszeni telefon i wszedłem na facebooka. 
Kiedy stwierdziłem, że nie ma tu nic ciekawego schowałam telefon ponownie do kieszeni. 
Wydałem z siebie warknięcie. 
Uświadomiłem sobie, że przez długi czas nic nie jadłem. 
Oparłem się na krześle i zamknąłem oczy. Chyba się prześpię..
Jeśli dam radę..
 Boże, Emilie błagam wracaj do zdrowia... Już za nią tęsknię. 
Chciałbym ją teraz przytulić. Po prostu mi jej brakuje... 
Usłyszałem, że ktoś idzie dlatego otworzyłem oczy i zobaczyłem lekarza.
-Panie Bieber, niech pan pójdzie do domu. - westchnął. 
-Nie. - powiedziałem obojętnie.
 -Ale teraz nie wejdziesz. Z resztą rano będą robili jej badania to tym bardziej. - pokręcił głową. -Będę tu siedział, dopóki się z nią zobaczę. - usiadłem wygodniej na krzesełku. 
-Jak pan woli. - pokręcił głową i odszedł.






*

Rozmawiałem z lekarzami. 
Wszystko najprawdopodobniej jest z nią w porządku. 
Już mogę się z nią zobaczyć.
 Podszedłem do drzwi.
 Nacisnąłem klamkę i powoli otworzyłem drzwi.  


Emilie Po'V

Miałam dziś robione różne badania, które nie wykazały nic niepokojącego. Położyłam się na łóżku. Mam zamiar się przespać, bo i tak nie mam co robić. Przykryłam się i kiedy już miałam zamiar zasnąć drzwi od pokoju się otworzyły a ja zobaczyłam w nich Justina. Moje serce zabiło mocniej. Jejku,tak za nim tęskniłam...
-Justin. - mruknęłam uśmiechając się szeroko. 
-Cześć. - zaśmiał się cicho. 
-Co ty tutaj robisz. - uśmiechnęłam się. 
-Czekałem aż będę mógł do Ciebie przyjść no i jestem. - pokazał na siebie. 
-Jesteś niemożliwy. - zaśmiałam się.
-No wiem. - uśmiechnął się jak małe dziecko. 
-Siadaj. - pokazałam na krzesło. 
Chłopak zrobił to co mu kazałam. 
Wziął moją rękę w swoją dłoń. Pocałował ją lekko i spojrzał prosto w moje oczy.
 -Martwiłem się o ciebie. - szepnął. 
-Wiem, domyśliłam się. - spuściłam wzrok na moje dłonie. 
-Skarbie, wszystko jest w porządku. No i oczywiście będzie. A tak w ogóle dlaczego zemdlałaś? - ostatnie zdanie wypowiedział ciszej.

 ***3 dni później*** 
Emilie wyszła już ze szpitala. 
Jej omdlenie było spowodowane zbyt dużym przemęczeniem i najprawdopodobniej stresem. 
Justin odwiedzał dziewczynę dzień w dzień, tak samo jak jej ojciec.
 Brunetka leżała na łóżku myśląc nad tym co się wydarzyło w ostatnim czasie.
 Mimo tego, że ma ciągle odpoczywać dziewczyna nie przestrzega rad lekarzy ojca i chłopaka.
Szpital ją trochę zmienił.
Stała się bardziej nerwowa i niezależna.


Emilie Po'V

Wstałam i podeszłam po laptopa.
Usiadłam na facebooka.
Napisałam do Johna, który nie odzywał się do mnie od kąd wróciłam z Miami.

Ja: Hej :)

John: Cześć.

Ja: Dlaczego się nie odzywasz :/

John: Nie wiem, nie jestem chyba Ci potrzebny. Masz chłopaka, przyjaciółki... :)

Ja: John, prosze Cię nie mów tak.. 

John: Może mi powiesz, że to nie jest prawda?

Ja: Nie jest. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. 

John: To dlaczego mnie olewasz?

Ja: Ja Cie olewam?! to ty urwałeś ze mną kontakt a nie ja.

John: Tak, ja urwałem kontakt.. Od kąd jesteś z Justinem olewasz mnie. Nie zauważyłaś, że nie podoba mi się Wasz związek?

Ja: A to niby dlaczego?

John: Nie ważne. Musze kończyć pa.

Ja: John, proszę Cię porozmawiajmy... 

John: Idę, nie mogę teraz pisać, pa.

Ja: Pa...


Wylogowałam się i odłożyłam laptopa. 
Położyłam się pod kołdrą.
Z moich oczy zaczęły lecieć łzy.
Nie rozumiem go, o co chodzi z tym, że nie podoba mu się mój związek z Justinem? 
Właśnie tracę najlepszego przyjaciela, którego mam od dzieciństwa!


***********************************************
Hej :3
Wiem, że rozdziału nie było tydzień ale leżałam w szpitalu i nie mogła go dodać..
Jest drama między Emilie i Johnem xD
Następny dodam w czwartek :)
Chciałabym podziękować Kath ze Szablono-sfery za ten piękny szablon ♥
Do następnego kochani :*
 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by
Leila