- Proszę, skomentuj :*
- POLECAM: http://thesecretagreement.blogspot.com/
- Miłego czytania ;3
Do mojego spotkania z Justinem zostało 15 minut.
Nie mogę się doczekać..
Nie mogę się doczekać..
Ale strasznie się denerwuje. Nawet nie wiem jak go przeprosić.
Wyjęlam z lodówki sok pomarańczowy, nalałam go do szklanki i się napiłam.
Mój telefon zaczął dzwonić. To Justin.
-Tak?
-Możesz już wychodzić.
-Okey, już idę.
Rozłączyłam się.
Wyszłam z domu.
Zamknęłam drzwi.
Opuściłam blok.
Zaczęłam się rozglądać, ale nigdzie nie widziałam chłopaka.
Usłyszałam głos klaksonu.
Tak się przestraszyłam, że aż podskoczyłam.
-Emilie! - krzyknął Justin.
-Idę. - powiedziałam.
Szybkim krokiem ruszyłam w stronę samochodu.
Otworzyłam drzwi i wsiadłam.
-Hej. - powiedziałam zapinając pas.
-ładnie wyglądasz. - dał mi buziaka w policzek.
-Dzięki. - zarumieniłam się.
-Awww.
-Przestań. - zakryłam twarz włosami.
-Ja nic nie robię. - westchnął.
-Nie wcale. Dobra, jedźmy już. - syknęłam.
Ruszyliśmy z piskiem opon. Przyłożyłam głowę do szyby i głośno wypuściłam powietrze.
-Coś nie tak? - spytał spoglądając na mnie.
-Jest okey, tylko jestem niewyspana.
-A boli Cię głowa?
-Nie, już nie. - uśmiechnęłam się lekko. -Gdzie mnie zabierasz?
-zgadnij. - zaśmiał się.
-Nie mam pojęcia, proszę powiedz mi. - nalegałam.
-Niespodzianka. - zachichotał.
-No weź, proszę. Nie lubie niespodzianek, powiedz mi pliss. - kręciłam się jak małe dziecko.
-Nie ma mowy. - oblizał usta.
-Jesteś wredny. - skrzyżowałam ręce na piersi.
-Jak się złościsz wyglądasz seksownie. - mruknął.
Nie odezwałam się. Nawet nie wiem,co bym mu miała na to odpowiedzieć.
Włączyłam radio.
Leciała piosenka Ellie Goulding- Love me like you do. Bardzo lubiłam tą wokalistkę i piosenkę. Pod głosiłam.
Zaczęłam nucić sobie tekst pod nosem. Kiedy piosenka się skończyła, przyciszyłam.
-Wow. -szepnął.
-Co? - spytałam.
-Śpiewasz, ładnie śpiewasz..
-Dziękii - zachichotałam. -Długo jeszcze? - jęknęłam.
-Jakieś pięć minut. - westchnął.
-Okey. - szepnęłam.
Starałam się być cierpliwa. Naprawdę nie lubię niespodzianek.
*****
-Jesteśmy. - odpiął pas i zgasił samochód.
-W końcu. - wyszłam szybko z samochodu.
Miałam na sobie nie wygodne buty. Nie wiem ile w nich jeszcze wytrzymam.
-chodź. - wyciągnął rękę.
- Teraz będziemy szli? - narzekam jak małe dziecko...
-Tylko kawałek. Gorzej z tobą niż z bachorem. - zaśmiał się.
-Bardzo śmieszne. Jak nie wytrzymam to będziesz mnie nosić. - mruknęłam.
-Jak przykro. - zrobił minę smutnego dziecka, udał, że ociera łze. -To tutaj. - pokazał na budynek przed nami. Byliśmy przez ogromnym budynkiem. Był zrobiony ze szkła. Jednym słowem: idealny.
-O mój Boże... - zasłoniłam ręką usta.
-W środku jest jeszcze lepiej, chodź. -Pociągnął mnie za ręce.
-W końcu. - wyszłam szybko z samochodu.
Miałam na sobie nie wygodne buty. Nie wiem ile w nich jeszcze wytrzymam.
-chodź. - wyciągnął rękę.
- Teraz będziemy szli? - narzekam jak małe dziecko...
-Tylko kawałek. Gorzej z tobą niż z bachorem. - zaśmiał się.
-Bardzo śmieszne. Jak nie wytrzymam to będziesz mnie nosić. - mruknęłam.
-Jak przykro. - zrobił minę smutnego dziecka, udał, że ociera łze. -To tutaj. - pokazał na budynek przed nami. Byliśmy przez ogromnym budynkiem. Był zrobiony ze szkła. Jednym słowem: idealny.
-O mój Boże... - zasłoniłam ręką usta.
-W środku jest jeszcze lepiej, chodź. -Pociągnął mnie za ręce.
Weszliśmy. Miał rację.
Tu jest o niebo lepiej. To jest restauracja?!
Tu jest o niebo lepiej. To jest restauracja?!
Ona jest dziesięć razy taka jak moje mieszkanie!
Podeszliśmy do kelnera.
-Justin Bieber, stolik dla dwojga. - powiedział.
-Zapraszam. - zaprowadził nas do stolika.
-Justin Bieber, stolik dla dwojga. - powiedział.
-Zapraszam. - zaprowadził nas do stolika.
-Ał. - syknęłam.
-Co Ci? - zapytał idąc za mną.
-Nic. Nogi mnie bolą. - westchnęłam.
-Umiem na to zaradzić. - podniósł mnie.
-Justin! - pisnęłam. - Co ty robisz?! Oszalałeś?! - krzyknęłam.
-Co Ci? - zapytał idąc za mną.
-Nic. Nogi mnie bolą. - westchnęłam.
-Umiem na to zaradzić. - podniósł mnie.
-Justin! - pisnęłam. - Co ty robisz?! Oszalałeś?! - krzyknęłam.
-Skoro Cię bolą nogi, mogę cie ponieść. - uśmiechnął się.
-Ale jestem ciężka! - pisnęłam.
-Gdybyś tak nie krzyczała nie wiedziałbym, że tu jesteś. -zaśmiał się.
-Ale jestem ciężka! - pisnęłam.
-Gdybyś tak nie krzyczała nie wiedziałbym, że tu jesteś. -zaśmiał się.
Doszliśmy do naszego stolika.
Justin puścił mnie. Odsunął krzesło, żebym mogła usiąść.
Powiedziałam ciche "dziękuje" .
Chłopak usiadł na przeciwko mnie.
-A z jakiej to okazji? - spytałam.
-Przeprosiny za wczoraj. -westchnął.
-No właśnie, co do wczoraj. Też Cię chciałam przeprosić. - westchnęłam.
Chłopak usiadł na przeciwko mnie.
-A z jakiej to okazji? - spytałam.
-Przeprosiny za wczoraj. -westchnął.
-No właśnie, co do wczoraj. Też Cię chciałam przeprosić. - westchnęłam.
-Jest okey. - oblizał usta.
-Nie nie jest.- westchnęłam.
- Emilie. - pokiwał głową. - Mówię ci, że jest okey, nie przejmuj się. - pogładził moją dłoń.
-Czy mogę już przyjąć zamówienie? - spytał kelner.
-Ja poproszę naleśniki z... Truskawkami i bitą śmietaną. I do tegoo... Latte waniliową.
-Dobrze, a co dla pani?
-Szarlotkę z lodami i Sok pomarańczowy świeżo wyciskany. -, uśmiechnęłam się lekko.
Siedzieliśmy chwile w ciszy, którą przerwałam.
-Pojedziemy jeszcze gdzieś?
-Tak. - uśmiechnął się.
-Niech zgadnę, niespodzianka? - westchnęłam.
-Niestety, zgadłaś. -Zachichotał.
-Ugh.. Dlaczego? - spytałam, wysuwając dolną wargę.
-Nie nie jest.- westchnęłam.
- Emilie. - pokiwał głową. - Mówię ci, że jest okey, nie przejmuj się. - pogładził moją dłoń.
-Czy mogę już przyjąć zamówienie? - spytał kelner.
-Ja poproszę naleśniki z... Truskawkami i bitą śmietaną. I do tegoo... Latte waniliową.
-Dobrze, a co dla pani?
-Szarlotkę z lodami i Sok pomarańczowy świeżo wyciskany. -, uśmiechnęłam się lekko.
Siedzieliśmy chwile w ciszy, którą przerwałam.
-Pojedziemy jeszcze gdzieś?
-Tak. - uśmiechnął się.
-Niech zgadnę, niespodzianka? - westchnęłam.
-Niestety, zgadłaś. -Zachichotał.
-Ugh.. Dlaczego? - spytałam, wysuwając dolną wargę.
-Dlaczego co? - zdezorientowany.
-Niespodzianka. - opadłam na krzesło.
-Niespodzianka. - opadłam na krzesło.
-Nie wiem. - zaśmiał się.
Jeju, on był taki perfekcyjny.
Miał na sobie czarne rurki, białą koszulkę i skórzaną kurtkę. A na szyi złoty łańcuch.
-O czym myślisz? - zapytał
-O niczym konkretnym.
-To znaczy? - pokazał ręką, żebym kontynuowała.
-To znaczy, że jestem głodna. - zachichotałam.
Jeju, on był taki perfekcyjny.
Miał na sobie czarne rurki, białą koszulkę i skórzaną kurtkę. A na szyi złoty łańcuch.
-O czym myślisz? - zapytał
-O niczym konkretnym.
-To znaczy? - pokazał ręką, żebym kontynuowała.
-To znaczy, że jestem głodna. - zachichotałam.
-Nie wyglądało, żebyś myślała o jedzeniu. - podniósł jedną brew.
-No ale myślałam.
-Nie. Kłamiesz. - wskazał na mnie palcem.
-Wcale nie! - pisnęłam.
-O patrz nasze jedzenie idzie. - zmienił temat.
-W końcuu! - zachichotałam.
Chłopak tylko się zaśmiał.
-Smacznego. -kelner postawił przed nami zamówienie.
-Dziękujemy. -Powiedzieliśmy w tym samym czasie.
-No ale myślałam.
-Nie. Kłamiesz. - wskazał na mnie palcem.
-Wcale nie! - pisnęłam.
-O patrz nasze jedzenie idzie. - zmienił temat.
-W końcuu! - zachichotałam.
Chłopak tylko się zaśmiał.
-Smacznego. -kelner postawił przed nami zamówienie.
-Dziękujemy. -Powiedzieliśmy w tym samym czasie.
*****
Po zjedzonym posiłku, wyszliśmy z budynku i wsiadłyśmy do samochodu.
Jechaliśmy około dziesięciu minut.
Dojechaliśmy na jakieś pole.
-Co my tu będziemy robić? - odpięłam pas.
-Zobaczysz. - wysiadł. Ja również. Chłopak wyjął z bagażnika koc.
-Chodź. - złapał mnie za rękę.
Poszliśmy na środek polany.
Justin rozłożył koc. Usiedliśmy.
-Ale tu jest pięknie. - rozejrzałam się.
-Wiem.
-Dlaczego mnie akurat tutaj przywiozłeś. - spytałam patrząc na niego.
- Bo to wyjątkowe miejsce.
- Jak to? - zapytałam.
-Zawsze kiedy tutaj jestem dzieje się coś dobrego. - spojrzał na mnie.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Położyłam się i głośno wypuściłam powietrze.
-Co my tu będziemy robić? - odpięłam pas.
-Zobaczysz. - wysiadł. Ja również. Chłopak wyjął z bagażnika koc.
-Chodź. - złapał mnie za rękę.
Poszliśmy na środek polany.
Justin rozłożył koc. Usiedliśmy.
-Ale tu jest pięknie. - rozejrzałam się.
-Wiem.
-Dlaczego mnie akurat tutaj przywiozłeś. - spytałam patrząc na niego.
- Bo to wyjątkowe miejsce.
- Jak to? - zapytałam.
-Zawsze kiedy tutaj jestem dzieje się coś dobrego. - spojrzał na mnie.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Położyłam się i głośno wypuściłam powietrze.
Poklepałam miejsce obok, żeby chłopak się położył. Tak też zrobił.
Obiął mnie ręką. Wtuliłam się w jego tors. Chłopak zachichotał.
-Justin.. - szepnęłam.
-Hm? - mruknął bawiąc się moimi włosami.
-Lubisz mnie? - spytałam cicho.
-a jak myślisz? - westchnął.
-Tak? - spytałam z nadzieją, że powie 'tak'.
- Lubię Cię, nawet bardzo. - podniósł się.
-Ja Ciebie też. - przytuliłam go.
-Awww.
-Znów to robisz. - odsunęłam się.
-Co robie? - zaśmiał się.
-Te twoje awww. - pokiwałam głową.
-Oj tam. - wstał.
-Gdzie idziesz?
-Jeszcze jedno miejsce. - pomógł mi wstać.
-Proszę powiedz, że to gdzieś blisko. - jęknęłam.
-Narzekasz i narzekasz. -zwinął koc. -wskakuj. - przykucnął.
-co?! - pisnęłam.
-No wskakuj.
Tak zrobiłam. Siedziałam na jego plecach. Oplotłam nogi wokół jego pasa. Przeszedł kawałek.
Wcale nie było tak daleko.
Teraz byliśmy w lesie.
Nienawidzę lasów...
-O nie. - westchnęłam.
-Coś nie tak?
-Nie lubię lasów. - zeszłam.
-tylko chwila. Stój tu.
Po chwili chłopak zniknął. Stałam sama w środku lasu.
Fajnie...
Usłyszałam szelest liści.
-Justin! -powiedziałam głośno.
Cisza.
Zaczęłam iść tam, gdzie poszedł chłopak.
Nie ma nikogo.
-Emilie!- usłyszałam głos Justina.
-Justin! Gdzie jesteś?! - krzyknęłam.
-Za tobą. - szepnął tuż przy moim uchu.
-Jezus Maria. - westchnęłam. - prawie dostałam zawału! - pisnęłam.
Odwróciłam się do niego.
Obiął mnie ręką. Wtuliłam się w jego tors. Chłopak zachichotał.
-Justin.. - szepnęłam.
-Hm? - mruknął bawiąc się moimi włosami.
-Lubisz mnie? - spytałam cicho.
-a jak myślisz? - westchnął.
-Tak? - spytałam z nadzieją, że powie 'tak'.
- Lubię Cię, nawet bardzo. - podniósł się.
-Ja Ciebie też. - przytuliłam go.
-Awww.
-Znów to robisz. - odsunęłam się.
-Co robie? - zaśmiał się.
-Te twoje awww. - pokiwałam głową.
-Oj tam. - wstał.
-Gdzie idziesz?
-Jeszcze jedno miejsce. - pomógł mi wstać.
-Proszę powiedz, że to gdzieś blisko. - jęknęłam.
-Narzekasz i narzekasz. -zwinął koc. -wskakuj. - przykucnął.
-co?! - pisnęłam.
-No wskakuj.
Tak zrobiłam. Siedziałam na jego plecach. Oplotłam nogi wokół jego pasa. Przeszedł kawałek.
Wcale nie było tak daleko.
Teraz byliśmy w lesie.
Nienawidzę lasów...
-O nie. - westchnęłam.
-Coś nie tak?
-Nie lubię lasów. - zeszłam.
-tylko chwila. Stój tu.
Po chwili chłopak zniknął. Stałam sama w środku lasu.
Fajnie...
Usłyszałam szelest liści.
-Justin! -powiedziałam głośno.
Cisza.
Zaczęłam iść tam, gdzie poszedł chłopak.
Nie ma nikogo.
-Emilie!- usłyszałam głos Justina.
-Justin! Gdzie jesteś?! - krzyknęłam.
-Za tobą. - szepnął tuż przy moim uchu.
-Jezus Maria. - westchnęłam. - prawie dostałam zawału! - pisnęłam.
Odwróciłam się do niego.
Byliśmy tak blisko, że nasze usta były kilka centymetrów od siebie.
Zbliżyłam się.
Zbliżyłam się.
Położyłam rękę na jego szyi.
Chłopak obiął mnie w pasie.
O nie...
***************************************
Jest i 5 :D
Zupełnie nie wiedziałam jak go zakończyć, ale się udało :)
Miałam go dodac jutro, bo jutro miałam mieć sprawdzian z niemieckiego, ale nie mam pierwszej lekcji, dlatego właśnie dodaje go teraz ;*
Dziękuje za 3 komentarze pod rozdziałem :3
Wiem, że Was stać,
więc 5 komentarzy = nowy rozdział :*
Do następnego.
👌 czekam na new
OdpowiedzUsuń