wtorek, 5 maja 2015

Rozdział 12

Przeczytajcie notatkę pod rozdziałem, dlaczego właśnie dzis dodaję rozdział :)
Miłego czytania :*




 Wstałam i ubrałam się
Zrobiłam makijaż i uczesałam włosy w kucyka.
Poszłam do salonu.
Siedzę na kanapie z tą karteczką w ręku.
Jestem bardzo nie zaniepokojona.
 Justin przyjechał dość szybko.
Pokazałam mu kartę.
-Japierdole. - syknął.
-Co? - zmarszczyłam brwi.
-No nie widzisz? - pokazał mi karteczkę.
-No widzę, ślepa nie jestem. - wzniosłam ręce w powietrze.
-No to po co zadajesz głupie pytania? - usiadł na kanapie.
-Weź wyluzuj.
-Ty mówisz serio? Ktoś Ci grozi a Ty sobie nic z tego nie robisz? - warknął.
 -No na razie nic się nie dzieje, matko. - pisnęłam.
-Czy ty jesteś jakaś głupia? - krzyknął. -Zachowujesz się małe dziecko!
W moich oczach zebrały się łzy.
 -Nie potrzebuje twoje pomocy, wyjdź stąd. - wskazałam na drzwi.
-Przepraszam. - westchnął.
-Wyjdź. - pisnęłam.
Chłopak wstał i wyszedł trzaskając drzwiami.
Usiadłam na kanapie i zaczęłam płakać.
Wzięłam poduszkę i wydalam z siebie krzyk frustracji.
Mój telefon zaczął dzwonić.
Poszłam do pokoju.
2 nieodebrane połączenia.
Od taty i Justina.
Justina olałam i oddzwoniłam do taty.
 -Halo. - powiedział.
-Cześć. - pociągnęłam nosem.
-Coś się stało?
-Nie, to znaczy to nic takiego. - westchnęłam.
- No dobrze, chciałem Cię poinformować, że Jeremi Bieber nas zaprosił na kolację.
No i jeszcze tego mi brakowało!
-Tato, przepraszam ale ja nie pójdę. -westchnęłam.
-Dlaczego? 
-Pokłóciłam się z Justinem, nie ja nie idę. - Jęknęłam.
 -Skarbie, prosze zrób to dla mnie. - szepnął.
-O której jest ta kolacja? - syknęłam.
-O dziewiętnastej. Proszę, chodź z nami. 
-Zastanowię się, kończę papa. Kocham Cię. - cmoknęłam.
-Ja Ciebie też. Pa. 
Kiedy usłyszałam dźwięk zakończonego połączenia, odłożyłam telefon.
Nie mam co robić...
Mój telefon zaczął dzwonić. 
Justin.
Nie, nie zamierzam odbierać.
Może i chciał mi pomóc, ale nie musiał mnie wyzywać!
Odrzuciłam połączenie.
Zadzwoniła tak jeszcze z pięć razy.
Poszłam do salonu.
Podarłam i wyrzuciłam karteczkę z 'groźbą' do kosza na śmieci.
Wysiadłam na kanapie.
Wzięłam do ręki pilota i włączyłam telewizor.
Leciał mój ulubiony serial.
Zaczęłam oglądać.
No to juz mam zajęcie na dzisiejszy dzień.


Justin Po'V

-Kurwa mać. - syknąłem kopiąc w fotel koło mnie.
-Uspokój się stary. -Powiedział Beck, wchodząc do salonu.
-Nie odbiera, japierdole, nie wiem, kto napisał ta groźbę ale wiem, że to było o mnie. - usiadłem.
-Nawet jeśli, to nic jej się nie stanie. Ktoś ją po prostu chce ostrzec przed tym w co się pakuje.- Westchął.
-Jadę do niej. - ustałem.
-Nie. - warknął Marco. -Nie jedziesz do niej. Ona jest na Ciebie zła. Nawet jeśli jest w domu, to Ci nie otworzy. -Zaśmiał się.
-bardzo kurwa śmieszne. - Syknąłem.
-Widzisz, jednak są plusy bycia samym. - zaśmiał sie Beck, na co Marco mu zrównał.
-Wiem!- Klasnąłem w dłonie
-Mów. 
-Ty pojedziesz do niej powiesz, że musisz ją zabrać, i przywieziesz ją tutaj. - Powiedziałem wskazując na Bekc'a.
-Taa, chciałbyś. Ja nie będę się wtrącał w twój związek.- syknąłem.
-Jak chcesz, ja to mogę zrobić. - krzyknął z kuchni Marco.
-No to jedź po nią. - Wskazałem na drzwi.
-Poczekaj muszę iść się ubrać, przecież tak nie pojadę. - wskazał na swój strój.
-Nie jedziesz po to, żeby ją wyrwać tylko po to, żeby ją przywieść tu, żebym mógł ją przeprosić. A  teraz sorry bo ja jadę po kwiaty. - podszedłem do drzwi.
-A moze podałbyś mi jej adres. 
-Masz. - dałem mu kartkę z adresem brunetki.

Szybko wyszedłem z domu, i skierowałem się do najbliższej kwiaciarni w mieście.
Wyjechałem z piskiem opon.

*

Zatrzymałem się pod kwiaciarnią.
-Dzień dobry. - powiedziałem do kobiety.
-Witam, co podać. - Spytała.
-Może pani mi pomóc? Musze kupić coś dziewczynie na przeprosiny. - Uśmiechnąłem się lekko.
-No to polecam bukiet czerwonych róż. - Wskazała na kwiaty.
-No dobrze. - westchnąłem.
-To ile ich będzie? 

*****

Schowałem bukiet, który składał się z 50 róż.
Kupiłem wszystkie, które były.
Zrobię wszystko, tylko żeby mi wybaczyła.
Wybrałem numer do Marco.
-Hm. - mruknął.
-Gdzie jesteś. - Westchnąłem. 
-Właśnie podjechałem pod jej blok. Jedź szybko do domu. - Klasnął w dłonie.
-Okey, na razie. -rozłączyłem się i rzuciłem telefon na siedzenie obok.
Przyspieszyłem.
Po chwili byłem pod domem.
Wyjąłem bukiet, i skierowałem się do drzwi.
-Beck!- krzyknąłem.
Chłopak po chwili się zjawił. 
-Czego? - westchnął.
-Pomóż mi z tym. - wskazałem na bukiet.
-Jezu Chryste więcej się nie dało? - zaśmiał się.


Emilie Po'V

Obejrzałam trzy odcinki.
Właśnie zaczyna sie czwarty.
Przerwał mi dzwonek do drzwi.
-Emilie Jones? - spytał chłopak.
-Tak, czy cos się stało?
-Musze Cię zabrać. Teraz. - westchnął.
-Nie, nie mogę. Nawet nie wiem kim jesteś. - Syknęłam.
-Jestem z policji, musze Cię zabrać więc się ruszaj. - warknął.
-Okey.

*

-To nie wygląda mi na wóz policyjny. - westchnęłam.
-Bo przyjechałem swoim. - mruknął.
Chłopak otworzył mi drzwi od strony pasażera.
Wsiadłam mówiąc ciche 'dziękuje'.
-A powiesz mi, dlaczego zostałam wezwana? 
-Nie. -szepnął.
-Aha, no to fajnie wiedzieć. - warknęłam.
-Nie np, żartuje nie jestem z policji. - zaśmiał się.
-Co? - syknęłam.
-Nie bój się, nic Ci nie zrobie. Jestem tu na czyjeś zlecenie. - odpalił silnik.
-Mam nadzieje, że nie będę tego żałować. - mruknęłam, zapinając pas.

*****

Zatrzymaliśmy się pod dużym, pięknym domem.
Nie przypominam sobie, żebym kiedyś tu była.
Wysiadłam.
Poczekałam na chłopaka, który siedział jeszcze w samochodzie.
-No idziesz?- jęknęłam.
-Zaraz. Idź już tam. -wskazał na drzwi.

Wolnym krokiem skierowałam się do drzwi.
Nie zdążyłam nawet zapukać, i drzwi się otworzyły.
Stanął w nich wysoki brunet o piwnych oczach.
-Emilie? - spytał.
-Emm Tak. - mruknęłam.
-Wchodź. 
-Powie mi ktoś o co do chlory chodzi?!- pisnęłam.
-Nie mogę, zaraz sama zobaczysz. - zachichotał. - Wejdź po schodach i pierwsze drzwi na lewo. - wskazał na schody.

Powoli weszłam do schodach.
Wahałam się przed wejściem, ale otworzyłam drzwi.
Nikogo nie było w pokoju.
Zamiast tego, na łóżku leżał ogromny bukiet kwiatów. 
Obok nich leżała malutka kartka.

" Mam nadzieje, że mi wybaczysz. Kocham Cię. "

Uśmiechnęłam się, wiedząc, że to Justin.
Poczułam czyjeś ręce a biodrach, mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Wybaczysz mi? - szepnął do mojego ucha.
-Mhmm. - odwróciłam się w jego stronę.
-Kocham Cię. - Przytulił mnie mocno.
-Ja Ciebie też. - Wzięłam jego podbródek.
Musnęłam delikatnie jego usta.
Ponownie wtuliłam się w jego tors.
Wypuściłam głośno powietrze. 
-Coś  nie tak? - Spytał.
-Nie, wszytko okey. - Spojrzałam mu w oczy. -Wiesz, że dzisiaj idziemy na kolacje do twoich rodziców? - uśmiechnęłam sie szeroko.
-Wiem. - Pocałował mnie w czoło.
-Powiesz mi po co było to całe zamieszanie? - podniosłam jedną brew.
-Gdyby ja chciał Cię tutaj przywieść to byś się nie zgodziła. - zachichotał.
-No w sumie. - zrównałam mu.
Mój telefon zaczął wibrować.
Wyjęłam go.
Tata..
-Tak? - spytałam.
-Dzwonię zapytać, czy idziesz z nami do rodziców Justina. - westchnął.
-Tak, tato idę. - uśmiechnęłam się lekko.
-Już sie pogodziliście? 
-Tak. - zachichotałam. - Musze kończyć, pa. 
Rozłączyłam się.

*****

Justin odwiózł mnie do domu. Wzięłam bukiet i wsadziłam go do wody.
Postawiłam go w moim pokoju.
Uśmiechnęłam sie szeroko.
Zerknęłam na zegar. Była szesnasta trzydzieści dwa.
Mam tylko dwie i pół godziny!
 Wzięłam z szafki bieliznę i poszłam wziąć szybki prysznic.

*

Wysuszyłam włosy i je wyprostowałam.
Wzięłam się za makijaż.
Czyli: podkład, puder, róż, eyeliner, maskara i mocno różowa szminka.
Kiedy stwierdziłam, że wyglądam dobrze poszłam wyjąć jakies ubrania.
Nie mam w co się ubrać...
W końcu, po około dziesięciu minutach sie zdecydowałam.
Założyłam czarne spodenki z wysokim stanem, bordowy cropp top na krótki rękaw i czarne krótkie conversy.
Stwierdziłam, że wyglądam dobrze. Nawet bardzo dobrze.
Sprawdziłam godzinę.
osiemnasta pięćdziesiąt. 
Zaraz będzie tata.
Wyszłam na korytarz.
Tata i Emma weszli. 
Przywitałam się z tatą.
Przebrali się i wyszliśmy z domu.

*****
 Zaparkowaliśmy pod domem Justina i jego rodziców.

Drzwi nam otworzył Justin.
Weszliśmy do salonu, gdzie stał ogromny stół i na nim jedzienie.
Przywitałam się z Justinem. 
Wszyscy usiedliśmy do stoły i zaczęliśmy jeść.

*************************
Hej ♥
Dodaję rozdział dzis, bo jestem chora, leże w domu i nie mam co robić.
Postanowiłam napisac ten rozdział dzis bo i tak miałam go juz w głowie :D
Nie wie kiedy następny.
Ja nie bede szła jutro to może go dodam, ale nic nie obiecuję.
CHCIAŁABYM WAM PODZIĘKOWAĆ ZA 2600 WYŚWIETLEŃ! JESTEŚCIE CUDOWNI :*
Do następnego kochani ♥

 
 
 
 

1 komentarz:

  1. Czy każdy teraz choruje? Haha:) Wracaj do zdrowia:*
    Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń

Layout by
Leila